sobota, 12 lipca 2014

Rozdział VI


Klaus :


Tyle osób wokół mnie poumierało, ale jeszcze nikomu nie musiałem wyprawiać pogrzebu.
Przy czymś takim jest strasznie dużo zamieszania, pojutrze wieczorem zamierzam razem z moim rodzeństwem pochować Hanail, ale jeszcze nic nie ustaliliśmy dokładnie. 
Od czasu kiedy ostatni raz widziałem się z nią strasznie się zmieniła skąd mamy wiedzieć czego by ona chciała ? – kiedy ja siedziałem w swoim ulubionym fotelu popijając burbon i tak rozmyślałem Rebeka próbowała wszystkim się zająć nawet sporządziła listę pomysłów, znała Hanail zaledwie od paru dni już myśli że wie o niej wszystko.
Jedyną osobą która najwięcej wie o niej jestem ja, i nawet ja mam braki w wiedzy.
- Nik masz tu zobacz co zaplanowałam i powiedz co myślisz – Rebeka wręczyła mi listę swoich pomysłów, a Care przysiadłą się trochę bliżej mnie by także zobaczyć co się na niej znajduję.
- Myślę że ozdoby powinny być bardziej w kolorze turkusowym a nie szmaragdowym – zaproponowała Caroline
- Pomyślałam że szmaragd jest o wiele lepszym kolorem pasującym do Hanail – rzuciła Rebeka
- Ja się zgadzam z Care, ona chyba wie lepiej jaki kolor byłby lepszy według Hanial – powiedziałem
Mam zastrzeżenia do punktu 11. Skąd Rebeka weźmiesz 150 osób na przyjęcie pożegnalne Han ?
Nie miała ona tutaj zbyt wielu znajomych – popatrzyłem się na siostrę z pogardą – Zwłaszcza że tu nie mieszkała od lat – dodałem.
-A i możemy sobie odpuścić te wymyślne nagrobki bo ją skremujemy – wszyscy zmierzyli mnie wzrokiem.
-Ty sobie Nik żartujesz ? Trzeba ją pochować normalnie jak każdego innego śmiertelnika  - Odezwała się Rebeka.  
- Nie, jej kości trzeba spalić by żadna inna czarownica nie mogła przejąć jej mocy, więc ją skremujemy.   Jest martwa, nie wstanie by na ciebie nakrzyczeć że nie dotrzymałeś złożonej jej obietnicy i ją pochowałeś jak normalnego człowieka – Rebeka wybuchła gniewem i zaczęła krzyczeć.
- Zrobimy po mojemu, wiem co jest dla niej najlepsze, a jak ci to nie odpowiada to twój problem – Ona ciągle wyprowadza mnie z równowagi.

Hanail:


Obudziłam się cała obolała w ciemnym pokoju wypełnionym obrazami, w większości przedstawiały portrety mojej blondowłosej przyjaciółki.

Od razu domyśliłam się ze jestem w pokoju Klausa. Przez pewien moment zastanawiałam się dlaczego jestem w domu Pierwotnych, a nie u siebie.
Przypomniały mnie się urodziny Klausa, wielkie wejście Caroline, impreza, mój spacer i spotkanie z Finnem, a później niewyobrażalny ból.
Taki sam jak teraz, no właśnie dlaczego go nadal odczuwam ? Minęło co najmniej 10 godzin od całego zdarzenia, moja rana powinna się już zregenerować.
Kiedy próbowałam wstać poczułam że coś tkwi w moich plecach – no to mam odpowiedź na swoje pytanie    . Chciałam jak najszybciej się pozbyć tego czegoś.
Na początku próbowałam sama sobie poradzić z wyjęciem uwierającego mnie elementu, ale niestety mi to nie wychodziło za bardzo – sprawiało mi to jeszcze większy ból.
Wiedziałam ze potrzebuje jak najszybszej pomocy.
Początkowo obmyśliłam plan by poczekać aż ktoś przyjdzie do pokoju sprawdzić co u mnie słychać.
Po usłyszeniu kłótni Mikaelsonów straciłam jakąkolwiek nadzieję, kłócili się oni o to jaki pogrzeb mi urządzić, jak mnie pochować i kogo zaprosić na pogrzeb.
Jak oni tak mogą ? Przecież ja żyję, no teoretycznie, ale żyję !
Z drugiej strony to nawet dobrze że myślą że nie żyję, chociaż mój widok będzie mógł ich zaskoczyć, a ja uwielbiam zaskakiwać ludzi więc korzystając  ze swoich wyjątkowych zdolności bycia hybrydą najpotężniejszej czarownicy i wampira teleportowałam się na pół piętro schodów i jakby niby nic rzuciłam :
- Mam nadzieję że nie zapomnicie o zaproszeniu dla mnie na ten cały pogrzeb ? – Mówiłam to z największym uśmiechem jaki tylko można mieć.
Oni stali jak wryci, przez jakąś minutę nikt nic nie powiedział, musiałam jakoś przerwać tą denerwującą mnie ciszę
- Co wy wyglądacie jakbyście zobaczyli ducha – udawałam zakłopotanie.
Tymi słowami wybudziłam Caroline z transu.
- Ale ty... jak? Nie miałaś żadnych funkcji życiowych, nie oddychałaś, nie miałaś pulsu, to nie możliwe że naprawdę stoisz teraz przede mną – łzy leciały jej wielkie jak groch.

Przeszłyśmy do pokoju gościnnego

- A jednak żyję, no teoretycznie – Caroline parsknęła śmiechem.
- Tylko dziwie się jak ty mogłaś pomyśleć że nie żyję zwłaszcza po tym co ci obiecałam wczoraj, nie mogłabym cię tak zostawić na wieczność z Klausem
- Poprawka po tym co mi obiecałaś przedwczoraj – Care mówiła już spokojnie z wymuszonym uśmiechem.
- Jak to przedwczoraj ? – To co mi Care powiedziała wprowadziło mnie w zakłopotanie, to co ja robiłam wczoraj? Czy to oznacza że nie dawałam żadnych oznak życia przez ponad 24 godziny ?
- Urodziny Klausa były przedwczoraj, dlatego prawie wszyscy straciliśmy nadzieję że żyjesz – Care mówiła to już bardzo poważnie.
- powiedziałaś że prawie wszyscy stracili nadzieję to znaczy że ktoś jeszcze wierzył że przeżyłam, kto?-byłam bardzo ciekawa jej odpowiedzi, początkowo myślałam że to Klaus ale to on odgrywał główną rolę w kłótni dotyczącej mojego pogrzebu, to on chciał mnie skremować by żadna czarownica nie mogła przejąć mojej mocy.
- Kol
-Kol ? – z wrażenia musiałam usiąść co nie skończyło się dla mnie dobrze bo sprawiło mi to wielki ból, jeszcze gorszy niż wcześniej. Kol był ostatnią osobą o której mogłabym pomyśleć  że uwierzy we mnie, ostatnio coraz bardziej mnie zaskakuje.
- Han, a jak się czujesz?
- Jak na zombie to rewelacyjnie – próbowałam ukryć swój  ból pod wielkim uśmiechem, nie chciałam jej niepokoić.
- Hanail, nie musisz mnie okłamywać. Widzę że coś ci dolega.
- No niech ci będzie – wstałam i pokazałam co mi jest, a ona zemdlała.
- Aż tak źle jest ? Najwyraźniej nie posłużysz mi pomocą by to coś usunąć ? Teraz jeszcze ty potrzebujesz pomocy, na szczęście znam kogoś kto chętnie ci udzieli pomocy, nawet pierwszej pomocy – przez chwilę gadałam sama ze sobą.


Weszłam do salonu gdzie siedziała rodzina Pierwotnych+Elena

- Potrzebuję dwóch ochotników do pomocy, a dokładniej to jednego ochotnika i Klausa.

Po 5 sekundach sama wybrałam ochotnika :
-No dobra jak nikt się nie zgłasza to idzie ze mną Klaus i Kol – pomyślałam że z Kolem mogłabym uciąć sobie pogawędkę.
- Nik pośpiesz się bo twoja luba zemdlała sobie w pokoju gościnnym.- Klaus od razu ruszył z miejsca.
- A z tobą Kol pójdę w osobne miejsce, potrzebujemy trochę prywatności – próbowałam powiedzieć to poważnie jak poprzednie zdanie, ale mówiąc to uśmiech sam cisnął mi się na buzię.

Kol:


Wstałem dzisiaj dość wcześnie, obudziłem się przez kłótnię mojego rodzeństwa.

Nie chciałem brać w niej udziału więc wyszedłem na śniadanie, miałem dzisiaj ochotę na jakąś brunetkę. Po śniadaniu poszedłem na drinka do baru a późnij wróciłem do domu, moje rodzeństwo nadal się kłóciło, kiedy chciałem iść do swojego pokoju zobaczyłem Hanail na nogach – osłupiałem.
W prawdzie jako jedyny wierzyłem że ona ożyje, ale i tak byłem w szoku.
Z wrażenia podeszłem do barku i wyjąłem butelkę burbonu, zacząłem się zastanawiać jak to możliwe że zwykła wiedźma mogła przez 34 godziny nie mieć żadnych funkcji życiowych i ożyć.
Gdy opróżniłem pół butelki bursztynowego płynu Hanail kazała mi ze sobą iść, czego ona ode mnie chce ?
Podeszła do mnie i złapała mnie pod ramię, w ciągu ułamka sekundy znaleźliśmy się w moim pokoju, jak ona to zrobiła, tylko najpotężniejsze czarownice potrafią opanować sztukę teleportacji.
Moja matka chociaż była bardzo potężną czarownicą nie mogła często używać tej ‘sztuczki’ bo ją za bardzo wyczerpywała, a Hanail użyła teleportacji od tak i w ogóle się nie zmęczyła.
- Tak na początek to po co ja jestem tobie potrzebny ? – chciałem się dowiedzieć dlaczego przerwała mi moją degustację ulubionego trunku.
-No wiesz jesteś taki odważny że raz uratowałeś mi życie, to pomyślałam że mógłbyś wyświadczyć mi jeszcze jedną przysługę i pomóc mi w wyjęciu tego czegoś z moich pleców – odwróciła się do mnie tyłem i pokazała w czym tkwi problem, nie dziwię się że blondi Klausa zemdlała, wyglądało to masakrycznie.
- Niech ci będzie – zgodziłem się pomóc bo wiedziałem że nie wypuści mnie zanim tego nie zrobię.


Hanail :


Położyłam się na łóżku Kola, przez dobre 15 minut Kol próbował jak najdelikatniej wyjąć ze mnie kawałek kołka – jak się dowiedziałam od Kola.
Najwyraźniej bardzo go stresowałam, bo strasznie mu się trzęsły ręce. Między nami panowała straszna cisza – nie lubię siedzieć w takiej ciszy.
- Dlaczego nie zrobisz tego raz a porządnie ? – zapytałam
- Mówisz jakby to było takie łatwe – zmierzył mnie wzrokiem, chociaż byłam obrócona tyłem poczułam jak się na mnie zaczął patrzeć.
- Bo to jest łatwe, łapiesz i ciągniesz do siebie. Nie musisz być taki delikatny, nie takie rzeczy przechodziłam – lekko się uśmiechnęłam bardziej sama do siebie.
- Ta, a jak już odzyskasz siły to jeszcze mnie skrzywdzisz. – zabrzmiało to strasznie śmiesznie słysząc to od niego
- Ja skrzywdzę ciebie ? Przecież jesteś moim bohaterem, a ja jestem biedną bezbronną panienką – zrobiłam minę zbitego psa.
- Jeżeli ty jesteś biedna, pokrzywdzona i bezbronna to ja jestem księżniczką Disney’a – rzucił
- No nie wiem, znamy się dopiero 1,5 tygodnia więc możliwe jest to że wszystkiego o tobie nie wiem – nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Kol ponownie przeszył mnie wzrokiem.
- Może i się nie znamy dobrze, ale wiem że jak tylko odzyskasz siły to znowu będziesz próbować mnie zabić
- No przestań Kol, to był tylko jeden raz, mogę się zrekompensować ci to nie tylko powiem ci jak mnie zabić, ale dam tobie też broń którą można mnie zabić, tylko wyjmij ze mnie ten cholerny kołek ! – ostatnie słowa zaczęłam już krzyczeć.
- Spokojnie, chodzi ci o ten kołek który wyjąłem 5 minut temu ? – Kol zaczął się ze mnie śmieć tak bardzo że spadł z łózka na którym przed chwilą siedział.  
- Ale jak ? – osłupiałam, nawet nie poczułam, zrobiło mi się naprawdę głupio.
- Więc możesz mi dać tą swoją super broń na czarownice ? – kiedy już trochę ochłonął zadał mi pytanie.
Poszłam do malarskiego pokoju Klausa gdzie jeszcze dzisiaj ‘’spałam’’ i wyjęłam z mojej białej kopertówki duży kołek pokryty krwią czarownicy i wampira.
Gdy wróciłam do pokoju Kola rzuciłam do niego Kołkiem.
- Serio ? Kołek ? Na czarownice ?
- Po pierwsze to nie jest broń na czarownice tylko na hybrydy, ta jest akurat specjalnie na mnie – odparłam
- Jeśli ty jesteś czarownicą a to cie zabija, to to broń musi być na czarownicę , a nie na hybrydę.
-Nikt nie powiedział ze jestem czarownicą. – odrzuciłam
- Potrafisz czarować, teleportować się i nie jesteś czarownicą ? To niby czym jesteś ? – zapytał
- Jestem hybrydą - odparłam
- Hybrydą czego ?
- Czarownicy i wampira – odpowiedziałam z wielkim uśmiechem
- Ta jeżeli ty jesteś hybrydą czarownicy i wampira to ja jestem małą syrenką. – po raz kolejny dzisiaj zmierzył mnie wzrokiem,  denerwuje mnie już on.
- Jesteś bardzo niezdecydowany Kolo przed chwilą mówiłeś że jesteś księżniczką Disney’a a teraz jesteś małą syrenką ? – tym razem to ja zmierzyłam go wzrokiem, po czym wybuchłam śmiechem.
-Szczerze pytam czym ty jesteś – rzucił
-A ja szczerze odpowiadam.
-Takie coś nie istnieje !
- No widzisz masz do czynienia z bardzo wyjątkową istotą, myślałam że Finn ci powie.
- No dobra, ustalając że coś takiego jak hybryda wampira i czarownicy istnieje to co specjalnego jest w tym kołku ?
- No bo to jest taki specjalny kołek wykonany z niebieskiego eukaliptusa, zamoczony w krwi wampira i czarownicy.
- I na każdą hybrydę to działa ? - zapytał
- No według legendy to tak z wyjątkiem że jakbyś chciał zabić Klausa to byś musiał zamoczyć kołek w krwi wilkołaka i wampira – rzuciłam do Kola przyjazny uśmiech.
- A skąd masz pewność czy działa ?
- Wierzę w taką legendę – kol natychmiast zrobił swój złowieszczy uśmiech.- Ale nie chcę tego sprawdzać – szybko dodałam.
-A szkoda bo chętnie bym mógł przy tym pomóc – uśmiechnął się do mnie bardziej przyjacielsko niż kilka sekund temu.
- A czy to nie byłoby hipokryzją z twojej strony jakbyś mnie teraz zabił ? – zapytałam.
- Mógłbym się poświęcić dla sprawy i cię zabić to nie problem – puścił mi oczko, i się znowu uśmiechnął
- hahaha, bardzo zabawne, niestety nie skorzystam z twojej oferty.
Nagle do pokoju weszła Rebeka :
-Ej, wy gołąbeczki, siedzicie tu już ponad 2 godziny. Może chcecie iść z nami na miasto ?
Chociaż po co ja was pytam o zdanie :
MACIE 5 MINUT NA OGARNIĘCIE SIĘ I IDZIEMY UCZCIĆ ZMARTWYCHWSTANIE NASZEJ HAN !!

Popołudniu wyszliśmy cała naszą rodzinką na miasto, z tego co zauważyłam kierowaliśmy się do baru – na pewno będą chcieli mnie upić.

Wpadłam na świetny pomysł, pomysł który na pewno poprze Caroline – a jak ona poprze mój pomysł to Klaus nas już nie przegłosuje.
-Moi wy kochani chłopcy rozszyfrowałam was i to co chcecie mi zrobić bardzo mi się nie podoba, ale jak już jesteśmy na mieście to możemy iść do centrum handlowego na zakupy – miałam nadzieję że Rebeka też nas poprze.
-Ja jestem za – rzuciła Caroline
- Ja też, dawno nie byłam na shoppingu – dodała Rebeka
Chłopakom pomysł się średnio spodobał, ale tak jak myślałam Klaus po namówieniu przez Caroline i Rebekę zgodził się, Elijaha też, jedynie Kol poszedł w swoją stronę.
 W centrum handlowym spędziliśmy ponad 3 godziny, przymierzałyśmy wszystko co nam wpadło pod ręce, obkupiłyśmy się strojami kąpielowymi, ciuchami na lato, biżuterią, butami itp.
Odwiedziliśmy tuzin sklepów, w każdym coś kupiliśmy, nawet dla Elijaha
Cieszę się że chłopaki szli z nami, miałyśmy chociaż dwa prywatne wielbłądy do noszenia zakupów.
Po naszej wyprawie do centrum handlowego wstąpiliśmy do domu Mikaelsonów by wszystko odnieść i by Klaus i Elijaha mogli trochę odpocząć.
Później poszliśmy na pizze, zamówiliśmy dwie średnie i jedną metrową – dzisiaj był specjalny konkurs. Polegał on na tym że jeżeli 1 osoba ze stolika zje metrową pizze to nic ten stolik nie płaci.
Aby rozstrzygnąć kto będzie ochotnikiem na zjedzenie tak dużej pizzy zagraliśmy w trzy po trzy.
Ja trochę sfałszowałam wynik specjalnie by padło na mnie w końcu nie jadłam od prawie 2 dni.
Zjedzenie tak dużej pizzy zajmuje bardzo dużo czasu, mi zajęło to 5 godzin – z małą pomocą gdy nikt nie patrzył. Kidy wygraliśmy konkurs chłopaki nakupili się jeszcze pizzą za free i zanieśli ją do domu. Ja już nie mogłam na nic z jedzenia patrzeć, byłam pełna.
Ok północy wróciłam z Care i Eleną do domu miałam zamiar dzisiaj się spakować  do wyjazdu, ale wszystko co kupiłyśmy jest u Mikaelsonów. Jeszcze nie zaplanowałam gdzie zabiorę dziewczyny teraz, poprosiłam Care o jeszcze 1 dzień w Nowym Orleanie byśmy mogły na spokojnie się przygotować do wyjazdu. Poza tym miałam dla nich obydwóch jeszcze niespodziankę J

xxxxxxxxxx

Na początek chciałabym wam podziękować za cierpliwość, rozdział niestety nie zdążył przejść przez cudowne ręce mojej pani korektor Anny S. więc nie jest taki jaki oczekiwałam.
Nie podoba mi się kilka rzeczy, np. na początku kwestia Klausa, a wy co myślicie ?
Kolejna rzecz to chciałabym wam bardzo podziękować za ponad 1600 wejść, jesteście cudowni.
Bardzo dziękuje że mnie wciąż wspieracie i motywujecie do pisania :)
Życzę weny, pomysłów, udanych wakacji, dobrej pogody - by nie było aż tak duszno, jak u mnie jest :)
w ogóle jesteście WSPANIALI kocham was wszystkich i w ogóle :* :*