wtorek, 24 marca 2015

Rozdział XI



Czemu jeszcze nic tutaj nie ma?! :O
BBOO nieee maaa, nikt nic nie napisał :(((((
HALOHAL
Na pewno !!!
Powinniśmy tu napisać coś bardziej sensownego, coś związanego z opowiadaniem xD
Też tak sądzę. Poczekaj, zaraz coś wymyślę. XD
Jakoś to myślenie ci nie idzie.....nic nie napisałaś :/


 Kol :


Kiedy poczułem tkwiącą igłę w mojej tętnicy, odruchowo krzyknąłem i, w akcie obrony, próbowałem skręcić chłopakowi kark. Z niewiadomych mi przyczyn nie udawało mi się tego zrobić. Zacząłem odczuwać, że drętwieją mi ręce i mam zawroty głowy.
Po nieudanej próbie skręcenia karku blondasiowi, odepchnąłem go najmocniej, jak mogłem, po czym nieoczekiwanie z nosa zaczęła mi lecieć krew, a niedługo później zemdlałem. Co do cholery było w tej strzykawce?!

Hanail :


Za plecami usłyszałam krzyk. Kiedy się obróciłam, nie wierzyłam w to, co widzę. Stał tam Jake i Kol, a dokładniej to leżeli na ziemi. Podbiegłam do nich w wampirzym tempie, wiedziałam, że coś jest nie tak. Gdy się do nich zbliżałam, poczułam charakterystyczny zapach nostrzyka żółtego, krwi i jeszcze jednej substancji, której nie mogę na tę chwilę scharakteryzować.
Gdy stanęłam nad Jake'iem, byłam zszokowana widokiem - Jake leżał na chodniku z roztrzaskaną czaszką, stąd ten zapach krwi. Niedaleko od niego leżał nieprzytomny Kol i w większej części pusta strzykawka. Gdy tak nad nimi stałam, zastanawiałam się, co mam zrobić, przecież nie mogłam ich tak tu zostawić,wiedziałam, że zdążę pomóc tylko jednemu. Przerażała mnie myśl, że w moich rękach spoczywa dalsze życie tak wielu osób. Jeśli pomogłabym Jake'owi to setki wampirów mogłoby stracić życie, ale gdy pomogę Kolowi to mojego przyjaciela będzie czekać to samo. W tym momencie stałam między młotem a kowadłem.
Bez dalszego namysłu wzięłam Jake'a w ramiona i teleportowałam nas do szpitala w Houston. Szczerze wątpię, żeby ktokolwiek z ludzi mógł mu pomóc, jest on w stanie krytycznym, ale młody potrzebuje całodobowej opieki, której nie mogę mu zapewnić, zostaje mi tylko wiara, że wyzdrowieje.
Szybko "podrzuciłam" Jake'a do szpitala i zostawiłam w "profesjonalnych" rękach, a potem szybko wróciłam do Kol'a. To co się z nim działo było czymś dziwnym. Co musiało być w tej strzykawce że powaliło pierwotnego? Zabrałam Kol'a do mojego domu w Sandusky w stanie Ohio. Z ledwością przerzuciłam go sobie przez ramię i natychmiast zaprowadziłam do sypialni, aby się go jak najszybciej pozbyć - jest on cholernie ciężki...
Gdy Kol leżał już na łóżku, podeszłam do barku skąd wzięłam szklankę do drinków i nalałam sobie trochę likieru melonowego, do której wstrzyknęłam pozostałość strzykawki - nie widziało mi się by to pić... ale to jedyny sposób na to bym się dowiedziała jak pomóc Kolowi, z którym jest coraz gorzej. Dostał już krwotoku wewnętrznego co oznacza, że nie zostało mu dużo czasu. Wzięłam to na raz. Pierwsze co poczułam, to słodki smak żywicy dość rzadko spotykanego drzewa w tych czasach, bodajże z białego dębu - już wtedy wiedziałam, że jest źle... Biały dąb nie działa zbyt dobrze na pierwotnych, tylko nigdy się nie spotkałam z używaniem żywicy przeciwko pierwotnym. Skąd w ogóle ktoś wziął żywicę z wymarłego gatunku dębu - sądząc po smaku jest to dość świeża substancja. Później poczułam lekki paraliż mięśni. Jedyną tak silną toksyną, która może powodować takie skutki u mnie jest jad węża. Gdy zaczęło robić mi się jednocześnie ciepło i zimno oraz gdy pojawiły u mnie się halucynacje, wiedziałam, że prócz jadu węża w strzykawce musiał się znajdować także jad wilkołaka. W truciźnie którą przyjął Kol jest także napar z nostrzyka żółtego, który służył kiedyś do rozrzedzania krwi - stąd u Kola krwotok wewnętrzny.
Po szybkim przeanalizowaniu zawartości strzykawki mogłam pomóc Kolowi, mimo iż moje objawy nie przeszły do końca to byłam pewna że za jakieś 15 minut powinnam być całkiem zdrowa - to kolejny plus bycia mną. Usiadłam na łóżku obok Kola i wbiłam mu się w szyję w miejsce gdzie niedawno znajdowała się igła z trucizną. Kol potrzebował coś na wzór transfuzji krwi, żeby móc pozbyć się z organizmu jadu, powodującego u niego paraliż oraz jadu wilkołaka i skutków nostrzyka żółtego. Jedynie martwiło mnie, jak mogłabym pomóc Kolowi z żywicą z białego dębu. Moja krew niweluje jedynie składniki zagrażające życiu, a żywica z białego dębu nie może normalnie być trutką, nie dla mnie...
Jedyne, co przyszło mi na myśl to podłączenie do niego kroplówki. Sama nie wierzę, że robię mu coś tak bardzo ludzkiego jak podłączenie do kroplówki.
Po godzinie sytuacja Kola trochę się poprawiła, jego stan był stabilny, ale wciąż leżał nieprzytomny.

Caroline:


Droga z Klausem strasznie mi się dłużyła. Nie potrafię przyzwyczaić się do jego obecności. Chciałabym mieć już z głowy całe to zamieszanie z Hanail, żeby móc wyjechać w końcu z Nowego Orleanu, z dala od Klausa i reszty pierwotnych.
Początkowo między mną a pierwotnym trwała nerwowa cisza, mimo że w pewnym sensie ona mi odpowiadała, wiedziałam, że Klaus nie pozwoli by trwała w nieskończoność. Prawda była taka, że w zupełnej ciszy też nie potrafiłam siedzieć, więc sięgnęłam do radia i wcisnęłam losowy przycisk, a z głośników zaczęła dobiegać muzyka klasyczna, bodajże z romantyzmu. Rzuciłam w stronę Klausa spojrzenie pełne oburzenia, a on tylko się zaśmiał pod nosem.
- Zamierzasz całą drogę siedzieć w ciszy? - rzucił niedługo później.
- Przecież nie siedzimy w ciszy... słuchamy muzyki - Chociaż muzyka do gustu mi nie przypadła, wolałam słuchać jej niż Klausa.
Nerwowo zaczęłam szukać czegoś co chociaż w 5% mogłoby mi się spodobać na playliście Klausa.
- Nie podoba ci się Beethoven? - prychnął rozbawiony, a ja dalej milczałam.
- Jak ci się nie podoba to, co włączyłaś, to zawsze możesz włączyć zwykłe radio lub całkiem wyłączyć to, co leci i pogadać ze mną o czymś. Niestety, kochana, jesteś skazana na mnie przez co najmniej 18 godzin. W końcu będziesz musiała ze mą porozmawiać - Klaus był w bardzo dobrym humorze, naprawdę nie wiem z jakiego powodu. Jego przyjaciółka zaginęła, a on jest wielce wesoły. Tak nie powinno być. Miałam go już ochrzanić, ale stwierdziłam, że i tak to nic nie da, więc postanowiłam zostać cicho.

Siedzieliśmy w ciszy przez godzinę, jedynie słuchając muzyki. Na samym początku, gdy dowiedziałam się, że będę musiała spędzić w jednym samochodzie ponad 18 godzin z Klausem, byłam pewna, że będzie on bez przerwy próbował nawiązać rozmowę. Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze, ale to co teraz on robi jest jeszcze gorsze, chce wymusić na mnie, żebym to ja pierwsza się odezwała - nie ma mowy.
Chociaż, ta cisza między nami mnie już denerwuje do tego stopnia, że chyba jestem zawiedziona, że Klaus milczy, to nie spodziewałam się po sobie, że kiedykolwiek będzie mi brakować jakiejkolwiek rozmowy z nim. Po pewnym czasie Klaus się przełamał
- Naprawdę zamierzasz siedzieć w ciszy przez kolejne 18 godzin? - Nigdy wcześniej nie cieszyłam się tak bardzo słysząc jego głos.
- Tak - rzuciłam.
- Nie uważasz, że to bezsensowne? W końcu będziesz musiała ze mną rozmawiać. Ty - Caroline Forbes - największa gaduła jaką znam, nie dasz rady przesiedzieć w ciszy 18 godzin nic nie mówiąc.
- Ja nie dam rady? Phi, nie mam o czym z tobą rozmawiać...
- Jak wolisz... - I to wszystko?
Mógłbyś się wysilić trochę Klaus z nawiązywaniem jakiegokolwiek tematu. NIE MOŻESZ TAK SZYBKO REZYGNOWAĆ. Gotowałam się ze złości.
- Ja cię wcale nie rozumiem - bąknęłam
- Co mnie nie rozumiesz?
- Nie rozumiem czemu, mimo iż masz okazję by móc ze mną pogadać, to jej nie wykorzystujesz. Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki spokojny, kiedy Hanail może mieć kłopoty. Nie rozumiem, jak Hanail może się przyjaźnić z kimś tak wybuchowym, egoistycznym i aroganckim, jak ty.
- Nie rozmawiam z tobą, bo powiedziałaś, że tego nie chcesz. Co do Hanail jestem spokojny, bo wiem że jest zaradna i na pewno nic jej nie jest, a do tego ostatniego, to musisz pytać ją, nie mnie. A tak w ogóle nie jestem arogancki ani egoistyczny... może czasem wybuchowy, ale do tych dwóch się nie zgadzam, jakbym był taki jak mnie scharakteryzowałaś nie siedzielibyśmy razem. - chyba go trochę obraziłam.

Kol:


Gdy się przebudziłem, nie mogłem złapać tchu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Nie wiedziałem, gdzie jestem, nic nie pamiętam i na dodatek czuje się otumaniony. 
Pokój, w którym się obudziłem jest średniej wielkości, mimo iż jest w nim ciemno, widać, że ma jasne ściany. Na przeciwko mnie znajdował się otwarty barek z alkoholem, do którego od razu podszedłem. Nie żebym był uzależniony od procentów, ale sucho mi jakoś w ustach. Chwyciłem za pierwszą lepszą butelkę i nalałem do pustej szklanki. Gdy tylko wypiłem jej zawartość, pożałowałem decyzji nie sprawdzenia, czym jest nalewany przeze mnie trunek, zrobiło mi się niedobrze. Gdy miałem już wychodzić z pokoju, dopiero zauważyłem śpiącą na łóżku Hanail. Wyglądała tak bezbronnie, zresztą jak zwykle... kto by pomyślał, że taka drobna postać może posiadać w sobie tyle siły. Zadecydowałem, że jeszcze tu posiedzę, taki widok nie jest czymś, co można ujrzeć często.


Klaus:


Jak Caroline mogła powiedzieć, że jestem arogancki, to nie prawda! I te jej pretensje o to, że nie zaczynam rozmowy. Kobiety... tym to nigdy nie dogodzisz.
Mimo iż to, co powiedziała trochę mnie dotknęło, to nie potrafię się na nią gniewać, ma w sobie coś, co nie pozwala mi na to...
- Głodna jestem, zatrzymaj się gdzieś! - rozkazała oschłym tonem. O co jej znowu chodzi?
- Wyjechaliśmy niecałe dwie godziny temu, nie możesz być głodna.
- Jak mówię, że jestem głodna, TO JESTEM GŁODNA - warknęła.
- Dobra. Zatrzymam się przy najbliższym zajeździe, ale będziesz musiała się pośpieszyć.
Zatrzymałem się na zjeździe w Mobile, stwierdziłem, że jeśli Care pójdzie sama, to szybciej wróci.
- Idź, tylko szybko, ja tu zostanę - oznajmiłem.
Czekałem całe 45 minut na nią, a ona się nie pojawiła. Gdzie ona poszła?
Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do baru, gdy wszedłem do środka, nie wierzyłem w to co widzę, Caroline jakby nigdy nic siedziała sobie przy ladzie sącząc 8 drinka (sądząc po otaczających ją pustych kieliszkach). Podszedłem do niej, żeby ją stamtąd zabrać.
- Caroline, chodź już, czas nas goni - rzekłem, a ona zmierzyła mnie wzrokiem
- Klaus, daj spokój, nie przynudzaj, tylko się do nas dołącz - dopiero teraz zauważyłem że po prawej stronie Care siedzi tuzin facetów, którzy obserwują całą sytuację.
- Care naprawdę musimy już jechać, a po drugie ty masz już dosyć.
- Nie będziesz mi mówił kiedy mam przestać pić, ja wiem chyba lepiej.
- Nie słyszysz, że ona wcale nie chce stąd wychodzić? - rzucił jeden z "towarzyszy" Caroline.
- Nie wtrącaj się ok? - warknąłem.
Niestety w tych czasach ludzie są zbyt nachalni i wścibscy. Ten sam koleś rzucił się na mnie z łapami, co nie skończyło się dla niego dobrze, bo rzuciłem nim o ścianę, po czym zabrałem Caroline od jej wielbicieli. Mimo iż się szarpała, dałem sobie z nią radę, bardziej martwiłem się tym, co zastałem po wyjściu, a raczej, czego nie zastałem.
Gdy przekomarzałem się z Care w barze ktoś podwędził mi mój skarb....
- Moja audisia, moja kochana R8.
- Widzisz mogliśmy zostać w barze, zapomnieć o wszystkich smutkach i takich tam - Care była trochę podpita i bredzi, pierwszy raz ją widzę w tym stanie... - Oh, Klaus kupisz sobie nową...
- Ale ta była wyjątkowa... nie ma takiej drugiej...
- Bredzisz Klaus, to tylko samochód, powinieneś się skupić na najważniejszej sprawie: jak dostaniemy się do Han? - Caroline bez przerwy mnie zadziwia, przed chwilą nie można było złapać z nią jakiegokolwiek kontaktu, a teraz gada jak... ona, brak mi słów
- Wiesz, zawsze możemy wybrać się samolotem, zresztą tak by było szybciej. Nie wiem, czemu wcześniej na to nie wpadłem.
- No widzisz, jak chcesz to potrafisz dobrze myśleć - posłała mi zalotny uśmiech, nie poznaję jej...

Hanail :


Kiedy się obudziłam, Kola już nie było w pobliżu. Zdrzemnęłam się tylko na chwilę, a ten już lata nie wiadomo gdzie, ledwo udało mi się go uratować a ten chce to wszystko zaprzepaścić. Nie pozwolę, żeby moje poświęcenie poszło na marne. Na szczęście to, że ja straciłam mnóstwo krwi "ofiarując" ją Kolowi ma swoje plusy... mimo iż wiem, że nie powinnam tego używać przeciwko niemu, ale w końcu po coś mam ten "dar". Zamknęłam oczy, a 2 minuty później Kol stał już w drzwiach - sama myśl, że mam nad nim przewagę poprawiła mi humor.
- Długo będziesz tak stał? - zapytałam.
- Wszedłbym, ale jest pewien problem... musisz mnie zaprosić - udawał miłego.
- Mój błąd. No więc, Kol, zapraszam cię w moje skromne progi.
- Wiesz, szczerze, to nie chcę tu wchodzić... Nawet nie wiem czemu tu przyszedłem, wcale tego nie chciałem - tłumaczył, był on jakoś za miły... czy to wpływ mojej krwi? Mam nadzieję, że nie zostanie taki na długo. Ta wersja jego wcale nie pasuje do Pierwotnego, nie do Kola.
- Właź! - krzyknęłam - I prosto do łóżka! - nie zeszłam z tonu, Kol mimo woli wszedł do domu.
- Co ty mi zrobiłaś? - Już zmienił swoje dotychczasowe nastawienie.
- Jak pójdziesz ładnie do łóżeczka to ci wszystko wytłumaczę -  próbowałam być uprzejma dla Kola, ale czy on musi wszystko kwestionować? 
- Nigdzie nie idę! - krzyczał.
- Niestety, chyba nie masz na to wpływu - rzuciłam, Kol próbował walczyć "ze sobą", niestety mój wpływ był zbyt silny, aby mógł on go przezwyciężyć. Natychmiast ruszył w stronę pokoju, nie mogłam wytrzymać ze śmiechem, to jego rozdarcie między tym co sam chce, a co sugeruje mu ja. Gdy już byłam w pokoju razem z Kolem, postanowiłam, że dotrzymam danego słowa i wszystko mu wytłumaczę, chociaż muszę zrobić to od niechcenia, to nie mogę zostać niesłowna.
- Co ty mi kurwa zrobiłaś?! - sama nie wiem czemu, ale w tej wersji bardziej go lubię.
- Po pierwsze - wyrażaj się, gdy mówisz do damy, a zwłaszcza starszej. Po drugie - jak dasz mi dojść do słowa, to ci wszystko włożę i jak będziesz grzeczny, to rozważę kwestię odpowiadania na twoje pytania, bo wiem że bez nich nasza "rozmowa" się nie obędzie.
- Dobra, mów już w końcu. - zszedł trochę z tonu
- Dzięki, łaskawco. - prychnęłam, po czym podeszłam do baru i chwyciłam za butelkę mojej ulubionej whiskey oraz dwie szklanki do drinków.
- Co ty robisz? Miałaś...- ten znowu zaczyna, nic nie można zrobić pozaplanowego przy nim... przerwałam mu.
- Dobra, już wszystko mówię, po prostu wątpię, że na trzeźwo ogarniesz to wszystko. No i zapewniam sobie pewną pomoc, by być bardziej otwarta i przypadkiem cię nie zabić, gdy będziesz wszystkiego się czepiał tak, jak teraz. No, więc może zacznę od tego, że gdybyś mnie nie śledził wczoraj, to nie musiałabym tu przed tobą się tłumaczyć, no i nikt nie mąciłby Ci w głowie.
- Ja cię śledziłem? Jakby mnie tam nie była, zapewne już być nie żyła - podważał moje zdanie.
- Po pierwsze - nie dałam ci prawa głosu, a po drugie - wierz mi, jestem dużo silniejsza od ciebie. Ta cała trucizna na mnie nie podziałała.
- Co masz na myśli, że na ciebie nie podziałała?
- Jak nie będziesz przerywał tylko słuchał, to się dowiesz... Chociaż, aby moja historia była kompletna, powinnam znać jej początek: jak to się stało, że znalazłam cię leżącego na ulicy wraz z moim przyjacielem, który teraz ma poważny uraz czaszki?
- Przyjaciel? - parsknął śmiechem - fajnych masz przyjaciół... ja bym nie nazwał tak osoby, która próbuje mnie zabić, ale jak chcesz. No więc... twój "przyjaciel" rzucił się na mnie z tym paskudztwem, przez które straciłem poczucie czasu, przez którą dobierasz się mi do mózgu.
- Mózgu? Kol, czy ty takowy posiadasz? Bo po twojej wypowiedzi nie można tego wnioskować... wątpię, że Jack, który jest człowiekiem sam z siebie mógł się rzucić na ciebie.
- Rzucił się na mnie, gdy ja próbowałem cię ostrzec przed nim - w tym momencie wiedziałam, że coś kręci 
- Wiesz, trudno kogoś ostrzec wbijając swoje kły w czyjąś szyję, w takich momentach twoja buzia jest... jakby to powiedzieć... pełna. Chociaż mogę ci przyznać, że ten krzyk był nawet nawet.  Tylko nadal nurtuje mnie to, dlaczego Jack skończył z rozbitą głową.
- Prosił się o to! - znowu był wściekły.
- Dobra tylko pytałam... no więc teraz mogę ci opowiedzieć historię z mojego punktu widzenia, czyli od momentu, gdy znalazłam was obydwóch w krytycznych sytuacjach i musiałam zadecydować przez twoją wścibskość i głupotę wybierać, kogo mam uratować.
- I wybrałaś mnie? - poprawił mu się humor, strasznie on zmienny.
- Pfff, chciałbyś... wybrałam Jack'a, którego zabrałam do szpitala, ale gdy wróciłam do ciebie, to zrobiło mi się żal takiego debila jakim jesteś, więc postanowiłam ci pomóc. Zabrałam cię tu i, w ramach przeanalizowania składu trucizny, wypiłam jej część, co nie zadziałało na mnie tak źle, jak na ciebie, co potwierdza, że jestem od ciebie lepsza pod wieloma względami i poradziłabym sobie sama. Nie jesteś moją niańką! - podniosłam głos zdenerwowana. - Nie przeciągając dalej - uspokoiłam się trochę - podałam ci trochę mojej krwi. Znaczy "trochę" to złe słowo by to określić... Podałam ci DUŻO mojej krwi oraz kilka innych rzeczy... ale w końcu mam ci powiedzieć, w jaki sposób mogę wpływać na twoje decyzje, więc dalsza część jest nieważna. Jak już wiesz, jestem dość niezwykłą istotą i przez to, kim jestem, a raczej czym jestem, poprzez moją krew mogę kontrolować różne osoby, zaczynając od ludzi, a kończąc na pierwotnych.
- Co? - Sama nie wierzę w to co w tej chwili robię, dlaczego mu w ogóle o tym mówię, przecież może on to użyć przeciwko mnie
- Mówiłam, że na trzeźwo tego nie ogarniesz. Jak tu by ci w prosty sposób wytłumaczyć... Osobę, która w swoim organizmie ma moją krew, mogę kontrolować, jest jak marionetka w moich rękach, zrobi wszystko co jej każę. - widziałam, że Kol był przerażony tym, co mówię, ale czasu nie mogę cofnąć... chociaż mogłabym mu wymazać pamięć, ale to nie w porządku co do niego. 

- Czym ty jesteś? - był ciut zdystansowany.
- Tak jak mówiłam - jestem hybrydą wampira i czarownicy, jedynie co do mojego wieku mogą być małe niedomówienia...
- To znaczy?
- No wiesz... nie powinno się rozmawiać o wieku kobiety, ale mogłam się ostatnio pomylić o kilka cyfr...
- Mów dokładniej - naciskał.
- Mogłam się pomylić o jakieś... hm - udałam, że się zastanawiam i po chwili powiedziałam: - 2612 lat.


                                       

XXXXXXXXXXXXXXXXXX

Powracam !! xD
Wybaczcie za tą dłuugggąą przerwę, lecz jak pisać bez weny ?

Mam nadzieję że rozdział wam się spodobał, i dalej będziecie śledzić losy Hanail
Dziękuje wszystkim za cierpliwość :)
Postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział....ale nie wiem jak mi to wyjdzie zważywszy na to że za niecały miesiąc czekają mnie egzaminy, i wybór szkoły, ale postaram się pisać....
Podczas pisania wpadłam na pomysł byście to WY powiedzieli co chcecie zobaczyć w kolejnych rozdziałach, między Care, Klausem, Han, Kolem, Damonem, Eleną, bądź innymi postaciami z mojego bloga, obiecuje otwartość :D
Jeszcze raz dziękuję za cierpliwość :*
 Z góry dziękuje za każdy komentarz który jest waszą opinią, i w których możecie mówić mi co chcieli byście tu zobaczyć :3

niedziela, 4 stycznia 2015

Zawieszam Bloga...

Nie wiem czy ktoś jeszcze tu zagląda, czy ktoś czeka na nowy rozdział. Uznałam jednak, że powinnam was poinformować o mojej decyzji. Postanowiłam, na czas nie określony zawiesić moją działalność tutaj.Nie wiem jak to się skończy. Czy wrócę na bloga i dokończę kolejne opowiadanie, czy całkowicie z niego zrezygnuję. Jeszcze nie wiem. Właśnie dlatego postanowiłam zawiesić bloga, zamiast go usuwać. Może za jakiś czas mój zapał oraz wena do pisania wróci i pojawią się nowe rozdziały. Pożyjemy zobaczymy:)
Jakikolwiek ze mną kontakt możecie uzyskać przez : ask'a, gg, oraz fb : https://www.facebook.com/justyna.mazurek.1305

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział X


Kol:


Kiedy wszedłem do "pokoju" Hanail, ona siedziała na łóżku z miną pełną pogardy i zniecierpliwienia.
- No wreszcie! Myślałam ze się już nie pojawisz. Jak na wampira strasznie wolno się poruszasz. - rzuciła opryskliwie.

- Przepraszam, że niby co? Nie dość, że zachowujesz się jak jakiś bachor i wychodzisz gdzieś, nie wiadomo gdzie, kiedy miałaś siedzieć tu i czekać na mnie, to jeszcze masz do mnie wonty, że nie bawię się w twoją niańkę? - prychnąłem oburzony.

- Po pierwsze to byłam się tylko na chwilę przewietrzyć, wiesz z moją nogą daleko nie mogłam odejść, a po drugie to właśnie bawisz się w moją niańkę, za każdym razem siedzisz mi na ogonie i mnie pilnujesz - odpowiedziała równie donośnie.

- Uważasz że cię pilnuję? To wiesz co... od dziś już tego nie będę robił, daje ci zupełnie wolną rękę, ciekawe jak dostaniesz się do Mathis bez mojej pomocy - rzuciłem pewny siebie.

- Wierz mi, ja dostanę się tam dużo szybciej niż - zaśmiała się bezczelnie.
Miałem już dość towarzystwa Hanail, więc wyszedłem natychmiast ze szpitala udając się przed siebie, jedyne na co w tej chwili miałem ochotę to by pozabijać kilku, może kilkunastu ludzi, choćby dla odstresowania.


Caroline :


Jeszcze tego samego dnia spotkaliśmy się z Klausem w umówionym wcześniej miejscu. Miałam nadzieję, że wiedźma nie odrzuci nas z kwitkiem, choć wydawało się to niemożliwe z tym, jak bardzo bezlitosny Klaus potrafi być.

- Witaj, kochana – przywitał się z uśmiechem na ustach, za który czasami chciałam mu przyłożyć i jednocześnie zrobić… inne rzeczy.
Nie skomentowałam jego zachowania, jedynie uśmiechnęłam się sztucznie i z wymowną miną spojrzałam przed siebie.
- Możemy iść? – spytałam retorycznie.
- Skąd te pośpiech? – zapytał wręcz zdziwiony.
- Hanail sama się nie odnajdzie – odparłam – poza tym możliwe, że jest w niebezpieczeństwie i czeka na czyjąś pomoc.
Dobrze wiedziałam, że Han dałaby sobie sama radę, ale mimo wszystko martwiłam się o nią, w końcu nie widziałam jej od dwóch dni, to nie w jej stylu tak znikać bez zapowiedzi. Nawet nie wzięła telefonu. Kto wie, czy jej nie ukradli?
Resztę drogi do czarownicy przeszliśmy w ciszy.

Hanail :


Kiedy Kol oddalił się wystarczająco daleko od szpitala bym mogła wyjść, zdjęłam bandaż z nogi i założyłam swoje czarne szpilki które leżały koło mojego łóżka szpitalnego, przebrałam się w moje ciuchy, w moich jeansach była spora dziura znajdująca się pod kolanem. Wpadłam na pomysł by je trochę "ozdobić", wzięłam nóż z tacki na której leżał mój dzisiejszy obiad i poprzecinałam moje spodnie w kilku miejscach, trwało to trochę bo nóż był dość tępy. Takie ciut przerobione spodnie założyłam na siebie, po czym wypisałam się ze szpitala, na szczęście o 14. pielęgniarki w recepcji się zmieniają, więc nie miałam żadnych problemów z wypisaniem się. 
Przed samym wyjściem ze szpitala przeszłam się na chwilę do pokoiku z krwią, wzięłam 2 woreczki krwi mojej grupy krwi, jakby co muszę mieć w zapasie do mej wielce rannej nogi. - Nie rozumiem jak Kol może być tak naiwny?, zaśmiałam się i szybko wyszłam, po czym udałam się w stronę Mathis, nie mogłam przegapić dzisiejszego ogniska, co tam że nie mieszkam w Mathis, ważne że będzie impreza, muzyka i darmowy alkohol. 

Kol :


Moja droga do Mathis miała kilka przystanków, więc się przedłużyła, ale mimo to wątpiłem, że Hanail będzie tam przede mną, lecz się myliłem. 
Pierwsze miejsce, gdzie się udałem, gdy dotarłem do celu to był mój samolot, potrzebowałem się obmyć z całej tej krwi i przebrać w czyste ubranie. Kiedy wszedłem do samolotu, ujrzałem śpiącą w moim fotelu Hanail, byłem wtedy jednocześnie wściekły, zdruzgotany, ale także pełen podziwu, nie rozumiałem, jak ona mogła pojawić się tu wcześniej niż ja? Zostawiłem wszystkie myśli, w końcu musiałem się oporządzić, wziąłem czyste ciuchy i ruszyłem nad jeziorko.

Hanail :

Kiedy Kol wyszedł z samolotu wyskoczyłam szybko z fotela i natychmiast zaczęłam się przebierać w "strój wizytowy". W końcu nie mogę pójść na imprezę w tych samych ciuchach, w których wczoraj chodziłam cały dzień. Wyjęłam torbę z ciuchami, które zabrał Kol porywając mnie tutaj, niestety były to ciuchy Caroline, które kupiliśmy na naszym wieczorze integracyjnym przed naszym planowanym wyjazdem. Na szczęście w tych ciuchach znalazła się czarna skórzana sukienka, którą wprost wepchałam w jej ręce podczas zakupów. Stwierdziłam, że ją na chwilę pożyczę, na szczęście moja czarne szpilki pasują do wszystkiego, lecz na przyszłość muszę się zaopatrzyć w większą ilość ciuchów, żebym mogła sobie poprzebierać w strojach.
Kiedy się szybko przebrałam i odłożyłam wszystko na miejsce, wskoczyłam na swoje miejsce, gdzie "spałam", niedługo później wrócił Kol.
Zaczął szmerać coś pod nosem, szkoda że nic nie zrozumiałam, poszwendał się trochę po samolocie, a później położył spać - myślałam, że już nigdy nie zaśnie, a po moim wypadzie na ognisko nici, na szczęście było inaczej.
Wyskoczyłam z samolotu już przebrana i ruszyłam na imprezę.

Caroline:


Dwadzieścia minut później stanęliśmy przed starszym budynkiem, w mniej zamieszkałej części Nowego Orleanu. Mimo wszystko i tak to miejsce miało swój własny klimat, na dziwny sposób podobało mi się tu.
- To tutaj – odezwał się Klaus, jakby to nie było oczywiste, jednak nie skomentowałam tego, tylko spojrzałam na niego.
- Strasznie – mruknęłam pod nosem i weszłam za pierwotnym do czegoś, co trochę przypominało sklep.
Wraz z naszym wejściem zadzwonił dzwonek nad drzwiami. Kolejny sklep z ziołami i innymi bzdurami od wiedźm? Rozejrzałam się po wnętrzu i tak jak się spodziewałam, zobaczyłam następny wiedźmini sklep. Ile jeszcze ich spotkam?
Zza zasłony z koralików wyszła uśmiechnięta wysoka, ciemnowłosa kobieta, która na nasz widok zmrużyła oczy i przybrała wrogą minę. Okej, może to było przez Klausa, w końcu nie cieszył się zbyt dobrą opinią wśród… właściwie wśród nikogo.
- Witaj, Victorio – powiedział Klaus z typowym gentlemańskim uśmieszkiem, może nawet lekko złowieszczym. 
- Klaus – mruknęła ostro, patrząc na niego z cieniem strachu w oczach, ale starała się tego tak bardzo nie pokazywać – czego chcesz? – niemalże warknęła.
Matko, dlaczego Mikaelson nie może mieć choć jednego przydatnego przyjaciela, tylko samych wrogów, którzy robią coś dla niego wyłącznie ze strachu o swoje życie i o życie bliskich? Serio? Kątem oka zauważyłam, jak Klaus robi się podenerwowany i już przełączył się na tryb „zabiję Cię, jeśli nie zrobisz tego, czego żądam”. Niepohamowana złość to u niego normalka. Przywykłam, chociaż dalej mi to przeszkadzało. Zostawiłam sprawę Klausowi, tylko ze względu na jego mocny autorytet.
- Zlokalizujesz pewną osobę – mówiąc to podał brunetce kolczyki należące do Hanail, które jej zwinęłam.
Byłam pewna, że mnie za to zabije, ale najważniejsze było teraz to, żeby się odnalazła.
Victoria popatrzyła na niego niepewnym wzrokiem i chwyciła mocno biżuterię, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Klausem. Była odważna jak na śmiertelnika, jednak nie odważyłaby się sprzeciwić pierwotnemu. Postanowiłam przerwać ciszę, która przedłużała się w nieskończoność.
- Mogłabyś się pospieszyć? To naprawdę ważne – wtrąciłam, a ona spojrzała na mnie, jakbym dopiero co weszła.
- Zaklęcie wymaga skupienia – rzuciła dobitnie i patrzyła na nas znacząco.
- Nieważne, po prostu to zrób – podniosłam brwi do góry i skrzyżowałam ręce na biuście.
Odwróciła się od nas na pięcie i poszła na zaplecze. Przez chwilę pomyślałam, że nas olała i zwiała tylnym wyjściem, ale moje wątpliwości się rozwiały, kiedy wyszła z mapą USA. Rozłożyła mapę na blacie i rozsypała jakiś proszek, po czym wyciągnęła ręce przed siebie i zaczęła wymawiać zaklęcie. Zupełnie nie miałam pojęcia co mówi, a może powinnam zacząć chodzić na lekcje łaciny?
Trwaliśmy z Klausem w ciszy, dopóki proszek przestał się poruszać i stanął w jednym miejscu. Florence, South Caroline. Co za ironia.
- Już.
- To daleko – wyrzuciłam z siebie i westchnęłam, nie zamierzając dziękować Victorii.
- To nawet bardzo daleko – Klaus zmrużył podejrzliwie oczy i przyjrzał się wiedźmie.
Brunetka jednak stała niewzruszona.
- Podałam wam miejscowość, teraz idźcie – warknęła.
Mikaelson jeszcze przez chwilę przyglądał się Victorii i nagle, jakby z czegoś rezygnując ruszył w stronę wyjścia. Zrobiłam to samo. Czeka nas długa podróż. Chyba aż ZA długa.

Kol:

Obudził mnie głos kroków, były to kroki Hanail, gdzie ona się wybiera? Przecież niby ma coś z nogą. Wiem, że miałem się nie mieszać, ale bardzo ciekawiło mnie, gdzie ona idzie. Szybko się ogarnąłem i wyskoczyłem za Hanail. Szła powoli, jak na bardzo poszkodowaną dobrze jej wychodziło chodzenie na szpilkach. Nie wierzę, że dałem się aż tak oszukać...
Zatrzymała się przed bramką prowadzącą na ognisko w lesie, mogłem się domyślić, że idzie na jakąś imprezę, bo gdzie indziej...?
Dość długo rozmawiała z facetami którzy pilnowali wejścia, a później nagle zniknęła - wiedziałem, że w jakiś niewiadomy sposób dostała się do "środka".
Nie wiem co mi strzeliło do głowy ale stwierdziłem, że na nią poczekam. Ciekawe, co zrobi na mój widok, gdy dowie się, że wszystko wyszło na jaw.

Hanail :


Nie było trudno dostać się na imprezę, bramkę przez którą trzeba było przejść pilnowali 2 ochroniarze, w prawdzie trzeba było mieć jakiś dowód, iż mieszka się w Mathis lub w jego okolicach, ale od czego się ma wrodzony urok lub wampirze zdolności. Kiedy jeden z ochroniarzy zapytał się o mój dowód meldunku, zaczęłam kręcić.
- Ale wie pan, niestety nie mam nic ze sobą, bo tak się śpieszyłam by dotrzeć na czas, że aż zapomniałam zabrać ze sobą moją torebkę, a w niej miałam wszystkie dokumenty. - trochę bez sensu, że na to ognisko mogą wchodzić tylko określone osoby.
- Bez dowodu nikogo nie wpuszczamy - warknął blondyn
- Ale moglibyście zrobić jeden mały wyjątek, taki malusi. - dalej próbowałam, lecz nie dawało to żadnych rezultatów, wiedziałam, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce. Kiedy ten drugi - brunet, nie chciał także mnie wpuścić, a wręcz mnie wyprosił, cytując jego słowa: "nikt cię tutaj nie wpuści bez żadnego dowodu, więc możesz  się stąd wynieść i nie zagradzać kolejki.'', udając że się oddalam szybko się wślizgnęłam do środka. Impreza, chociaż dopiero się zaczynała, to wbrew moim przekonaniom liczyła dużo osób.
Nie wierzę, że takie małe miasteczko ma aż tylu mieszkańców, ale cóż to nie moja sprawa.
Nie przyszłam tu kontrolować, lecz się bawić, od razu w oczy rzucił mi się stół z napojami wysokoprocentowymi, nie wiem jak to jest, ale za każdym razem pierwsza znajduje je.
Niestety stolik ten był pilnowany przez kilku nastolatków, kiedy podeszłam chcąc się poczęstować trunkiem, jeden z nich zagrodził mi drogę.
- Na starość suszy co? - rzucił bezczelnie, nie jestem jeszcze taka stara!
- Że co proszę, bo chyba mi się przesłyszało... - udawałam, że nie słyszałam tamtego.
- Paczcie, na dodatek głucha - rzucił w stronę swoich kolegów, miałam ochotę wtedy rzucić się na niego i pokazać kły, które ta stara głucha baba posiada - w każdym znaczeniu, a zwłaszcza tym dosłownym. Odeszłam nie dając dalej się prowokować.
Usiadłam na pniu, który leżał przy ognisku. Wszyscy gadali, pierwszy raz od dawna czułam się inna, nie pasowałam tam, nikogo nie znałam. Powoli zaczynałam uważać, że tam nie pasuje, a jak dla mnie to dziwne uczucie, bo zawsze potrafiłam się wpasować. Postanowiłam się przejść, impreza mieściła się w lesie, więc obszar był dość duży, bawiło mnie to, że cały las jest ogrodzony, lecz wejście na imprezę jest tylko jedno, biedni ludzie, którzy muszą obejść cały ten teren by się tu dostać.
Po mojej "małej wycieczce", która trwała prawie godzinę wróciłam do punktu wyjścia, stwierdziłam że żadne dzieciaki nie będą mi mówić co mam robić, chcę się napić to piję i koniec kropka.
- O babcia wróciła - zaśmiał się, ten sam dzieciak, co poprzednio nabijał się ze mnie. Stwierdziłam, że podejdę do tego w inny sposób.
- Babcia? Serio? Uważacie, że jestem stara, co nie jest prawdą, a żeby wam to udowodnić mam dla was wyzwanie. Jesteście stąd więc teren znacie idealnie, ja jestem przyjezdna. Na końcu lasu rośnie jabłoń z wyjątkowymi jabłkami, osoba, która obiegnie cały las i wróci tu  z jednym z jabłek pierwsza, dostaje cały ten stół z trunkami. Co wy na to? - byłam pewna swej wygranej, szczerze to nawet nie chciałam nic udowadniać, prawda jest taka, że chciałam zobaczyć ich miny.
- Łatwizna - krzyknął jeden - ale nam to się nie opłaca, bo alkohol jest nasz, więc wygrywając nic nie zyskamy - dopowiedział inny
- Macie rację, no więc jeśli wygracie oddam wam mój złoty zegarek - zaproponowałam.
- A kto to będzie pilnował? - rzucił wysoki brunet
- Możesz nawet ty, ugadajcie się - dałam im samowolę - dla mnie najważniejsze jest, żebyś ty biegł ze mną - wskazałam na żartownisia.
- Spoko - rzucił lider grupy, ja zdjęłam szpilki i na znak startu ruszyłam. Na początku dałam chłopakowi przewagę i, zamiast biec szłam pomału, reszta grupy się śmiała, kiedy zniknęłam w środku lasu użyłam swoich wampirzych zdolności i po 3 minutach wróciłam z 4 jabłkami. Grupa pilnująca cała zdębiała na mój widok. Usiadłam w mało widocznym miejscu by zachować element zaskoczenia u Troia - jakoś tak miał na imię.
Dumny Troi wracał zdyszany z jednym jabłkiem, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu, nie wiedząc że go wyprzedziłam.
- No to chłopcy szykujcie się na zysk, na babcię jeszcze trochę poczekamy, ale złoto jest już nasze - wydusił z siebie zdyszany chłopak. Jego koledzy nic nie mówili. Gdy już był wystarczająco blisko wychyliłam sie zza drzewa, za którym stałam.
- No, nieźle biegasz, ale nie tak dobrze jak ja - puściłam złowieszczy uśmiech. - No to co dziś serwujemy? - dodałam po chwili
- Ale jak? - chłopak zrobił taką minę na którą czekałam - To nie możliwe....ONA OSZUKIWAŁA - zaczął krzyczeć.
- Oj, ktoś nie umie przegrywać... - tym razem to ja się droczyłam z nim. - Najwidoczniej, aż taka stara nie jestem.
Reszta jego bandy powoli się zwijała, nie mogłam na nich patrzeć, przyszli się bawić, a ja im popsułam zabawę, nie wiem, czy zrobiło mi się ich żal, ale pod wpływem emocji krzyknęłam:
- Ej, czekajcie, to że przejęłam wasz alkohol nie oznacza, że macie sobie iść. Czy wy wiecie, jak głupio się pije samemu na imprezie? Taka impreza jest do bani... - patrzyli się na mnie tępym wzrokiem, chyba byli pewni, że żartuje.
- Zresztą, nie chcę waszych procentów, możecie sobie je zatrzymać, ja załatwię sobie lepsze - uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam przed siebie.
Im się później robiło tym więcej ludzi przybywało cieszył mnie ten widok, może poznam sobie jakiegoś księcia z bajki - uśmiechałam się sama do siebie.
Na drugiej stronie lasu o 22., czyli za 5 minut miała się odbyć dyskoteka, mmm.... moje klimaty.

Elena :


Był już późny wieczór, dość długo siedziałam w pokoju sama, musiałam sobie to przemyśleć, mam nadzieję, że moje zachowanie skłoni Damona do refleksji. Wpadłam na świetny pomysł, już od paru dni chciałam się wydostać z Nowego Orleanu, a dziś mam taką okazję, stwierdziłam że mogę wybaczyć Damonowi to kłamstwo, ale nie za darmo.
Zeszłam na dół gdzie siedział Damon i Stefan, czy oni tu przesiedzieli całe popołudnie? Zresztą,  nieważne.
- Damon, musimy pogadać - mówiłam bardzo poważne - po pierwsze to musimy pogadać co do Hanail, a po drugie chcę jak najszybciej wyjechać z Nowego Orleanu. - dodałam.
- Gadać o Han? Niby po co? I co chcesz wiedzieć? - prychnął opryskliwie.
- Mógłbyś zacząć od tego skąd znasz Han, kim dla ciebie jest i dlaczego mnie okłamałeś - rzuciłam.
- Eleno, naprawdę nie chcesz wiedzieć żadnej z tych rzeczy, a teraz nie możemy wyjechać z Nowego Orleanu, choćby dlatego, że twoja blond koleżanka nie wróciła, a jak już wróci to przydałoby się jej pomóc w szukaniu Hanail.
- Co cię obchodzi szukanie Hanail ? - skrzywiłam się.
- Bo Hanail jest dla mnie, jak dla ciebie na przykład Stefan - rzucił ciut zdenerwowany.
- Co masz na myśli? - dalej drążyłam temat.
- Nie dasz mi spokoju jeśli ci nie powiem wszystkiego nie ? - zapytał retorycznie - No więc ja i Hanail byliśmy kiedyś razem, teraz się przyjaźnimy, nie powiedziałem ci o tym, bo byś nie chciała nigdzie z nią jechać, a zależało mi, żebyś dobrze się bawiła i odpoczęła. A teraz, gdy zaginęła to powinienem pomóc jej szukać, co skutkuje, że powinienem zostać tu, chociaż przez kilka dni.
- Czy ja dobrze zrozumiałam, spędziłam 2 tygodnie z twoją byłą? - byłam oburzona, jak on tak mógł mnie potraktować...?
- Ta. - rzucił obojętnie - i z tego, co słyszałem to się dobrze bawiłaś - puścił do mnie wredny uśmiech.
Ruszyłam do góry do pokoju, wyjęłam z szafy walizkę i zaczęłam się pakować.
Kiedy zdjęłam z półki ostatni stos ciuchów za ziemię, spadło zdjęcie, na którym byłam ja, Care i Hanail, porwałam je i wyrzuciłam. Kiedy skończyłam się pakować i zeszłam na dół, rzuciłam do Damona krótko:
- Albo wybierasz mnie i wyjeżdżasz ze mną, albo wybierasz Hanail i możesz tu sobie zostać. Masz 5 minut na zastanowienie - zmierzył mnie tylko wzrokiem.

Hanail: 


Dzisiejszą zabawę mogę zaliczyć do udanych, chociaż jeszcze się nie skończyła.
Kiedy usiadłam by odpocząć po długim tańczeniu, zza drzew wybiegł wysoki chłopak, który był cały we krwi, a do tego strasznie krzyczał. Podeszłam do niego, żeby go zatrzymać i uspokoić, niestety zahaczył się o korzeń drzewa i wywrócił prosto na mnie, przez co miałam wszędzie jego krew.
Poczułam nęcący zapach i przełknęłam ciężko ślinę, starając się kontrolować sycące pragnienie. Wstrzymałam na chwilę oddech, ale to nic nie dało, w końcu byłam wampirem, a oszukiwanie samej siebie i picie syntetycznej krwi nie mogło zastąpić tej prawdziwej. Nie potrafiłam i zdecydowanie nie chciałam skrzywdzić tego dzieciaka, więc odsunęłam go od siebie i kazałam jak najszybciej uciekać.
Chłopak z wielkim przerażeniem w oczach odwrócił się ode mnie, po czym ruszył biegiem w przestrzeń. Nadal czułam woń jego krwi, która potęgowała chęć pożywienia się. Walczyłam sama ze sobą, jednak poddałam się. Niestety ludzie są zbyt wolni, a ja zbyt szybka. Musiałam spróbować, chociaż odrobinę. Najwyżej potem wymazałabym mu pamięć.
Chwyciłam jego ramiona i gwałtownie odwróciłam do siebie. Nie panując nad instynktem drapieżnika, wgryzłam zęby w szyję chłopaka. Wypełniła mnie euforia, której nie czułam od około sześciu lat.
Nie potrafiłam przestać, nie chciałam tego. Chciałam więcej i więcej. Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak upadł na ściółkę i nawet nie przejęłam się nim zbytnio. Trwałam w jakimś transie, jedyne czego pragnęłam to krew. Postanowiłam znaleźć tamtego wampira, który zaatakował biednego chłopaka. Okazało się to nie być takie trudne. Zaskoczyłam go od tyłu, także nie miał szans na ucieczkę. Mój głód był tak wielki, że zawładnął całym umysłem, przejmując nade mną kontrolę.
Szybko przestałam zwracać uwagę na kim się żywię, czy to był człowiek, czy wampir. Najważniejsze było to, że miał krew. Zabijałam kolejno jeden po drugim, a apetyt rósł z każdą kroplą. Zdarzało mi się nawet pożywić na wilku, który zostawił po sobie ślad w postaci zadrapania na mojej skórze, a to wcale się nie goiło.
Kiedy nagle przestałam, a zdrowy rozsądek wreszcie powrócił, zorientowałam się, co właśnie zrobiłam. Spojrzałam na moje roztrzęsione ręce, które były całe we krwi. Krwi niewinnych ludzi.
- O nie – wyszeptałam nieswoim głosem.
Jak ja mogłam to zrobić? Jak mogłam zabić tych wszystkich niewinnych ludzi? Na początku próbowałam sobie wytłumaczyć, że kiedyś i tak by umarli, ale zabiłam ponad pięćdziesiąt osób. To nie było NIC. To było prawdziwe ludobójstwo. Takich rzeczy nie można wytłumaczyć sobie w prosty sposób. Czułam się z tym strasznie źle. Nie mogłam uwierzyć, że dopuściłam się do takiego czynu i poddałam się pokusie. Cholera. Szybko stwierdziłam, że na dziś koniec imprezy. Z bólem serca pozbyłam się ciał i postanowiłam, jak najszybciej wrócić do samolotu, zasnąć i nie pamiętać tego zdarzenia. 

Kol :


Kiedy Hanail wyszła z lasu, miałem ochotę wyskoczyć i krzyknąć coś w stylu ,,A młoda dama co tu robi o tak później godzinie sama?''. Niestety szła dość szybko. W prawdzie mogłem ją dogonić, ale coś mnie powstrzymało, żebym tego jeszcze nie robił. Stwierdziłem, że trochę poczekam z moimi planami, choćby dlatego, że Hanail szła dość w nerwowym nastroju - miałem zamiar dowiedzieć się, co się stało.
Zacząłem ją śledzić, chociaż prawda jest taka, że śledzę ją już od dłuższego czasu... ale nieważne.
Hanail podążała chyba w stronę samolotu, tak mi się wydawało. Za Hanail od jej wyjścia z zabawy szedł jakiś podejrzany typ, ciągle ją śledził. Zachowywałem dość duży odstęp, ale i tak słyszałem, nerwowy oddech gościa, wiedziałem, że coś kombinuje. Nie zbliżałem się do nich, aż do momentu, kiedy nie zauważyłem przedmiotu, który chłopak trzyma w dłoni - była to strzykawka.
Odruchowo rzuciłem się na niego, kiedy ja wbiłem swoje kły w jego szyję, poczułem coś ostrego w swojej, to był ułamek sekundy kiedy chłopak wstrzyknął mi zawartość strzykawki...



XXXXXXXXXXXXXXXXX

Po pierwsze BARDZO PRZEPRASZAM WAS ZA OPÓŹNIENIE, ale mamy rok szkolny, a za tym idą sprawdziany, sprawdziany, kartkówki i brak czasu, a ja ze siedzie w 3 klasie to mam jeszcze pełno próbnych sprawdzianów, i dodatkowych godzin na które trzeba chodzić (bo zeszły rocznik źle napisał egzamin, to my mamy teraz cierpieć)
No więc jak już skończyłam się tłumaczyć to powiem tak, szczerze to nie wiedziałam jak zakończyć ten rozdział, czy tak jak teraz czy jeszcze coś dopisać......, moje ambicje były większe niż jak jest naprawdę, no i łatwiej mi by było wam to opowiedzieć co miałam na myśli niż pisać, bo pisząc nie można mieć za dużo powtórzeń, a z tego co zauważyłam to w dzisiejszym rozdziale słowem które się w dużej ilości powtarza to : Stwierdziłem, postanowiłem...... (nie wiem może mi się tylko to zdaje, ale to moje odczucie). :3
                                                                                                                           
~ Mikaelsonowa :3

Ojaciękręcę, witam Was, drodzy czytelnicy tego wspaniałego bloga, na którym zaszczyt mi wystąpić (lol). Nie wiem tak w sumie co powiedzieć, ani tym bardziej napisać, ale co tam. Potwierdzam, że szkoła wciąga człowieka i potwierdzam, że Justi ciągle się uczy! xD Same sprawdziany ma i próbne testy. Ach, te życie. :p Oficjalnie zostałam współautorką bloga, mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza xD Postaram się sprawować jak najlepiej! :D Także do napisania, kochani. <3
Pozdrawiam i życzę super weekendu. <3

~ ArtisticSmile <3



piątek, 31 października 2014

Rozdział IX


Caroline :


Obudziłam się o 10, byłam oburzona, Elena miała nas wszystkich obudzić, a ona i reszta zgrai dalej śpią.
Próbowałam ich obudzić, ale to nie dało żadnego rezultatu, jak nie chcą mi pomóc to trudno, poradzę sobie sama.
Szybko się oporządziłam i zeszłam do kuchni coś przekąsić, chwyciłam woreczek z krwią z przenośnej lodówki Hanail - jak na osobę nie pijącą krwi, dość dużo jej posiada. W ogóle po co jej jest ta krew ?
Natychmiast skierowałam się do domu pierwotnych z nadzieją, że Hanail tam właśnie będzie.
Kiedy miałam już zapukać drzwi otworzył Klaus - lekko się wzdrygnęłam.
- Caroline ? Co ty tutaj robisz ? - zapytał zdziwiony.
- Szukam Hanail, może jest tu u ciebie ? - odpowiedziałam z nadzieją.
- Han ? A wy przypadkiem nie miałyście gdzieś wczoraj jechać ? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ta, miałyśmy, ale.... - nie dokończyłam.
- Ale co ? 
- Ale zniknęła. - westchnęłam
- Jak to zniknęła - zapytał zaniepokojony pierwotny. 
- Wyszła z rano z domu, i nie wróciła, w prawdzie to miałaby swój powód by nie wracać, ale to nie  w jej stylu. Dobra muszę iść jej szukać gdzie indziej - rzuciłam po czym chciałam się odwrócić i  iść dalej, lecz Klaus złapał mnie za ramię. - co ty robisz ? - krzyknęłam  

- Jaki powód ? Care, mogę ci pomóc w szukaniu Han. Tylko musisz mi..... - przerwałam mu
- Ale ja wcale nie chce twojej pomocy ! - warknęłam.
- Caroline, Han też jest moją przyjaciółką, wiedząc że może jej coś grozić nie mogę tak siedzieć i nic nie robić. - Klaus zrobił tą swoją minę zbitego psa, nie mogłam się nie zgodzić. Z resztą Klaus i Han znają się dłużej, nie mogłam mu zabronić szukania przyjaciółki, w końcu sama to robię.
- No niech ci będzie. - rzekłam krótko, a Klaus otworzył mi drzwi.
- Wejdź i mi powiedz wszystko co wiesz. - zaproponował.
Kiedy weszłam do domu Pierwotnych od razu w oczy rzucił mi się telefon Han leżący na stoliku w pokoju gościnnym  - trudno go nie zauważyć, jest cały obklejony błyskotkami.
- Klaus, jesteś pewien że tu nie ma Han ? - zapytałam ponownie.
- Mówiłem że nie ma tu Han, jak tylko wróciłem dzisiaj rano sprawdziłem czy ne ma nikogo w domu. - Zmarszczył jedną brew - A, dlaczego pytasz? Przecież mówiłem że nie ma tu Han.
Pobiegłam w wampirzym tempie do pokoju gościnnego, i chwyciłam za telefon, a zaraz po tym wręczyłam go Klausowi mówiąc - Bo to znikąd się nie wzięło.

Kol:


Próbowałem spać, ale sama myśl o tym że wyrzuciłem Hanail na ulicę nie pozwalała mi spać - chociaż ja tylko zaproponowałem by wyszła, a ona sama dokonała wyboru.
Ale jak już nie mogę spać, to co mi szkodzi jej poszukać....w końcu to małe miasteczko, nie może być daleko. Ubrałem buty i kurtkę, po czym poszłem na poszukiwania.
W między czasie wstąpiłem do całodobowego baru by coś przekąsić, niestety w barze były pustki - chociaż wiem że nie ma tu Hanail.
.........
Sprawdziłem każdy zakamarek Mathis, a Hanail ani śladu, zupełnie jakby się rozpłynęła w powietrzu, jednak się nie poddałem i szukałem dalej, w końcu gdzieś musi być. Sam nie wiem dlaczego tak mi zależy nad znalezieniem jej, przecież jest już dorosła i poradzi sobie sama, a ja nie jestem jej niańką, ale....no właśnie Ale - to nie daje mi spokoju, sam ostatnio siebie nie rozumiem. Jestem wampirem bez człowieczeństwa, a przejmuje się jakąś przyjaciółką brata, jedno drugie wyklucza.
Szlem przez siebie tak rozmyślając, że prawie nie zauważyłem, iż za chwilę miałem wejść do rzeki, na szczęście w odpowiednim momencie się otrząsłem z zamyślenia. Najwyraźniej doszłem do końca miasteczka, na szczęście lub i nie, usłyszałem charakterystyczny rytm serca.
Szlem wzdłuż rzeki, aż zobaczyłem mały pomost na którym leżała Hanail.
- Boże, tylko ciebie tu brakowało. Wystarczą mi ci mali krwiopijcy zwani również komarami, ty jesteś tu zbędny - rzuciła.
- Bardzo śmieszne, wiesz ile musiałem się nachodzić by cie znaleźć? - zapytałem retoryczne.
- Nikt ci nie kazał mnie szukać - zaśmiała się pogardliwie.
- Chciałem sprawdzić czy jeszcze żyjesz. - rzuciłem przysiadając się do Han.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam - To jest mój pomostem, znajdź se swój ! - rozkazała.
- A jak nie to co ?
- A jak nie, to.... - pstryknęła palcami, a ja znalazłem się w jeziorze.
- Ty ! - warknąłem, a ona zaczęła się śmiać, przez co nie zauważyła jak wciągnąłem ją do jeziora.
- Co ty robisz ? - krzyknęła, trzęsąca się z zimna.
- No teraz jesteśmy kwita - rzuciłem rozbawiony.
- Jeśli przez ciebie się przeziębię to cię ukatrupię - krzyczała zdenerwowana.
- Oj, nie przesadzaj, mamy lato, nie przeziębisz się ! - tłumaczyłem spokojnie.
- Wiesz co ? Siedź już cicho, jesteś tu od jakiś 10 minut a już mam cię dość - wyszła z jeziora i ruszyła przed siebie.
- A ty dokąd ? - Złapałem ją za nadgarstek i zatrzymałem.
- Gdziekolwiek, byle z dala od ciebie....Chociaż wiesz co, jednak nigdzie się nie wybieram, w końcu pierwsza znalazłam ten pomostek, ty możesz sobie wziąć tą trawkę. - zmieniła zdanie. - No już, już złaź z mojego dzisiejszego łóżeczka - rozkazała.

Hanail :


Wyrzuciłam Kola z mojej kładeczki, i rzuciłam barierę ochronną na nią. Zasnęłam dość szybko, byłam zmęczona całą tą podróżą - włączając całą drogę którą musiałam przebyć by tu dotrzeć.
Spałam jak kamień aż do rana, nawet nie wiem kiedy moja ochronna pomostku się wyłączyła, kiedy się przebudziłam Kol leżał wtulony w moją klatkę piersiową, cała ta sytuacja mnie bawiła. Zrzuciłam Kola z siebie prosto do jeziorka, jego mina mnie rozwaliła, wybuchłam śmiechem.
- Co ty sobie myślisz ? Mogłem się utopić ! - krzyczał Kol
- Żadna strata...- rzuciłam rozbawiona
- Że co ?? - było oburzony, jego gniew mnie jeszcze bardziej bawił.
- Oh, jak nawet byś się utopił to byś "ożył", nie wiem czy pamiętasz ale jesteś wampirem, i to pierwotnym, więc w ten sposób nie da się ciebie zabić - westchnęłam, nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł z wody.
- No dobra, to może się przytulimy na zgodę ? - zaproponował
- O nieee, jesteś cały mokry.... - odpowiedziałam lajkonicznie po woli się wycofując
- No weź daj miśka na zgodę - kontynuował.
- Nieee, Kol - teraz to już uciekałam przed nim, nie patrząc przed siebie, potknęłam się o kamień i przewróciłam się na rozbitą szklaną butelkę, syknęłam z bólu.
Kol szybko podbiegł do mnie:
- Han, nic ci nie jes.....- nie dokończył, kiedy zobaczył moją ranę strasznie się skrzywił, rozbawiło mnie to trochę, nie mogłam tego nie skomentować :
- Jak na wampira strasznie reagujesz na krew. - zaśmiałam się lekko.
- Musisz jak najszybciej dostać się do szpitala - zignorował to co powiedział.
Kol wziął mnie na ręce, i w wampirzym tempie ruszył w stronę miasta, droga się ciągła i ciągła, a główny szpital był bardzo daleko, Kol był zmęczony
- Może nas teleportuje tam ? - zaproponowałam.
- Nie, wystarczy że straciłaś mnóstwo krwi przez co jesteś wyczerpana - zabronił mi, ale widziałam ze on tak dalej nie da rady. Nie posłuchałam go i nas teleportowałam do szpitala, zamknęłam oczy, po czym poczułam że tracę przytomność.
- Hanail ?! - próbował mnie ocucić, ale ja nie miałam już nad tym kontroli - co ty zrobiłaś ?? - to były ostatnie słowa które usłyszałam.

Kol :


Hanail straciła przytomność, na szczęście byliśmy już w szpitalu, oddałem ją w "ręce" specjalistów, zabrali ją na oddział intensywnej terapii.
Początkowo nie pozwolili mi do niej wejść, ale od czego się ma zdolność perswazji :P
Siedziałem nad nią jakieś 1,5 godz. zanim się nie wybudziła.
- Gdzie ja je....... - rozejrzała się sali, zatrzymała wzrok na mnie - A ty nadal tu siedzisz? Idź sobie coś przekąsić lub kogoś, jak wolisz. - zaproponowała
- Nie, bo gdzieś sobie pójdziesz - odparłem, a ona parsknęła śmiechem.
- W moim stanie ? Nigdzie nie ucieknę - miała zabandażowaną całą  nogę
- No w sumie...- lekko się zaśmiałem, szybko się podniosłem i w wampirzym tempie ruszyłem
- masz godzinę - rzuciła lakonicznie


Caroline :


Opowiedziała Klausowi całą historię dotyczącą Han i Stefana, bynajmniej tyle ile wiedziałam.
Razem ustaliliśmy że jeszcze dziś pójdziemy do pewnej czarownicy, by rzuciła zaklęcie lokalizujące, oby to coś dało.
Byłam cała roztrzepana, bardzo się martwiłam o Hanail, za każdym razem gdy wchodziłam na jej temat Klaus mówił o czym innym, lub rzucał coś w stylu : ,, Na pewno teraz dobrze sie bawi".
U Mikaelsonów siedziałam jakieś bite 2 godziny, ah ten czas leci....a my w sprawie Hanail nie mamy nic.
Musiałam wrócić do apartamentu po telefon, przez mój pośpiech w szukaniu Han zapomniałam go zabrać z lady w kuchni.
Kiedy wychodziłam z domu Pierwotnych minęłam się z Elijahą, Klaus chciał mnie odprowadzić, ale mu nie pozwoliłam, dałam mu ultimatum : jeśli chce szukać ze mną Han nie może siedzieć mi na ogonie i wszędzie za mną chodzić, też mam swoje życie.
Dom Mikaelsonów był dość daleko od naszego apartamentu, więc droga nawet w wampirzym tempie się dłużyła.
....
Kiedy weszłam do "domu" Elena i Stefan byli już na nogach, siedzieli zaspani w kuchni,jedynie Damona tam brakowało.
- Care gdzie byłaś ? - zapytała Elena.
- Gdzie ?? - powtórzyłam po Elenie niedowierzając że się o to pyta - Byłam tam gdzie miałaś iść ze mną, byłam u pierwotnych szukając Han. - rzuciłam. - Zaspałam - tłumaczyła się Elena - A poza tym mogłaś na nas poczekać trochę. - Budziłam was wszystkich, i nikt się nie zwlekł z łóżek, wiec poszłam sama - NIE WIERZE ELENA, NIE DOŚĆ ŻE NIE POMAGAŁA MI W SZUKANIU HAN U PIERWOTNYCH TO MA, JESZCZE DO MNIE PRETENSJE. - z resztą już nie ważne, Hanail nie ma u Mikaelsonów. - rzekłam, po chwili zapytałam - nie było przypadkiem tu mojego telefonu ?
- Gdzieś go widziałem....- rzekł Stefan - może do ciebie zadzwonię ? - zaproponował
- Ok - Stefan puścił mi strzałkę bym mogła znaleźć telefon, chociaż mam wyostrzony zmysł słuchu nigdzie nie słyszałam sygnału, dopiero gdy weszłam na 2 piętro usłyszałam mój dzwonek, dobiegał z pokoju w którym spała Elena i Damon. Mój telefon leżał w szufladzie obok łóżka po stronie gdzie spał Damon - co on tam robił ?? - zapewne to sprawka Damona. Zabrałam telefon z szuflady, po czym wzięłam się za sprzątanie, to jedna z rzeczy które mnie uspokajały.
Po godzinie mojego sprzątania było w całym apartamencie czysto, wszystko się zmieniło kiedy wstał Damon, kiedy wstał poszedł do kuchni tam zrobił sobie śniadanie i zostawił bałagan za sobą, później poszedł do łazienki wziąć prysznic gdzie także popsuł moją pracę. W końcu poszłam do barku gdzie Hanail trzymała swój ulubiony trunek - Whiskey ,,Single Malt", nalałam sobie do kryształowej szklanki i rozsiadłam się w fotelu, mając wszystko gdzieś.
Przysiadł się do mnie Damon.
- O widzę że gust alkoholowy Hanail się nie zmienił - rzucił siadając do mnie ze szklanka pełną bursztynowego płynu.
- Na początku wakacji mówiłeś że nie znasz żadnej Hanail - skrzywiła się Elena na Damona
- No widzisz jednak ją znam - rzucił Elenie swój charakterystyczny uśmiech.
- Okłamałeś mnie - krzyknęła oburzona brunetka.
- Takie życie kochanie, ludzie często kłamią - Damon wstał by objąć Eleną, ale ona oburzona nie pozwoliła na to. Elena poszła do pokoju.
Zbliżała się 15:30, nawet nie wiem kiedy ten czas tak spłynął, musiałam się szykować do wyjścia. Poszłam pod prysznic, zrobiłam sobie szybki make-up i się przebrałam. Wychodząc na spotkanie z czarownicą Klausa miałam nadzieję że Damon, Stefan i Elena się tu nie pozabijają, jednak wolałam gdy wszyscy spali, chociaż nie stwarzali dla siebie zagrożenia.

Kol : 


Kiedy wróciłem do szpitala po moim "spacerze" nie zastałem Hanail w jej sali, wiedziałem że nie mogę jej ufać, tylko jak ona się stąd wydostała?
Na jej łóżku leżała karteczka :





Nie ładnie się spóźniać, bo mi się nudzi.....
Poszłam się troszkę przewietrzyć :P    
~ H :*

Ta dziewczyna zachowuje się jak dziecko....znowu będę musial spędzić pół dnia na poszukiwaniach Hanail, mam to gdzieś, ona jest dorosła odpowiada za siebie, nie mam już ochoty pilnować jej jak małego dziecka.
Udałem się do najbliższego baru, na trzeźwo nie potrafiłem tego zrozumieć.
W barze siedziałem jakieś 2 godziny, siedziałem do czasu aż ktoś nie zadzwonił do mnie z prywatnego numeru.
Kiedy odebrałem sam nie mogłem uwierzyć w to co słyszę :
- Kol ile można na ciebie czekać, z tego co mi wiadomo to mieliśmy jeszcze dziś wracać do Mathis.- usłyszałem głos Hanail - Masz 5 minut, czekam na ciebie w szpitalu - rzuciła i się rozłączyła, teraz już nie mam wątpliwości, ona to wieczni dzieciak, mam jej już dość, a jestem tu z nią jeden dzień. Ja nie wiem jak Klaus wytrzymał z nią 9 lat.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Mamy już rozdział 9 !!HURA!!
przepraszam że dopiero teraz, ale mam pełno sprawdzianów i kartkówek i zadań....
To wszystko mnie przerasta :/
A staram się mieć dobre oceny, by nie musieć chodzić na poprawy :)
Dziękuje wszystkim wam za cierpliwość, za miłe słowa które czytam pod każdym rozdziałem, szkoda tylko że są to nie liczne osoby które zostawiają swój ślad obecności... :(
Ale w końcu sama nie nabiłam tylu wyświetleń :P
Jeszcze raz dziękuje za cierpliwość i przepraszam. (ale niestety piszę rozdziały na bieżąco i jak się nie wyrobię to nie ma.... rada dla piszących : Nie bądźcie głupi napiszcie sobie kilka rozdziałów do przodu i dopiero wstawiajcie :) wiem że tylko ja piszę na bieżąco....:P )
Życzę wam  weny, pomysłów, ciepełka, byle do wakacji (NIE MAMO, WAKACJE NIE BYŁY NIEDAWNO !!) dobrych ocen......

Buziaczki :* :* :*

środa, 24 września 2014

Rozdział VIII


Hanail:


Czekanie na Klausa strasznie mnie znużyło, więc postanowiłam się zdrzemnąć na dosłownie chwilę.
Kiedy się przebudziłam siedziałam w samolocie? Przez pewien moment myślałam że to tylko sen, lecz kiedy dotarło do mnie że to wszystko dzieję się na prawdę zaczęłam panikować ~ od dziecka mam lęk wysokości. 
Krzyczałam by Kol w końcu wylądował, niestety byliśmy w połowie drogi ~ ciekawe dokąd ?, więc zabrałam Kola Iphon, próbowałam zapomnieć gdzie się znajduję słuchając muzyki, ale Kol ma okropny gust muzyczny przez co nie potrafiłam się poczuć  ani trochę przyziemnie.
Lądowanie zajęło mu jakieś 2 godziny, kiedy wylądowaliśmy zaczęłam zadawać mnóstwo pytań z niezbyt przyjacielskim nastawieniem :
- Mógłbyś mi teraz łaskawie wytłumaczyć co to ma wszystko znaczyć ?? Co ja tu robię, i gdzie my w ogóle jesteśmy ? ~ byłam zła i zdezorientowana, w jaki sposób znalazłam się w samolocie ? podejrzewałam że za tym wszystkim stoi Kol, a kto by inny ?
- Dużo fajniejsza byłaś gdy spałaś, chociaż nie przyprawiałaś mnie o bóle głowy. Zaczynam żałować że wyświadczyłem ci przysługę i cię ze sobą zabrałem na wakacje - Kol przerwał mi, ignorując wszystkie moje pytania.
- Nazywasz to przysługą ?! - parsknęłam śmiechem - Ty mnie uprowadziłeś - byłam oburzona tym co powiedział Kol, on oddał mi przysługę ?! On sobie chyba kpi.
- Sama mówiłaś że najchętniej byś uciekła i odcięła się od tego wszystkiego, a ja ci w tym pomogłem, powinnaś być mi wdzięczna - próbował argumentować swoje zachowanie.
- Wdzięczna ? Będę musiała spędzić resztę swoich wakacji z najgłupszym pierwotnym. - palnęłam
- Ej, więcej szacunku gdy rozmawiasz ze starszymi, z resztą uratowałem ci życie - krzyknął oburzony
- Uratowałeś mi życie bo miałeś w tym swój interes, więc to się nie liczy - odpowiedziałam
- Liczy się, samo to że cie uratowałem - brnął w swoim przekonaniu
- Wiesz co, mam cię już dość, lepiej idźmy już do hotelu - westchnęłam
Przez całą drogę między mną a Kolem panowała zupełna cisza.
Kiedy dotarliśmy do hotelu załamałam się  na sam widok, nie liczyłam na nic specjalnego ale to co ujrzałam ledwo stało na "nogach"
- Serio ?! - brakowało mi słów do tego co zobaczyłam, jedyne co mi teraz przychodziło do głowy to pytanie CO TO MA BYĆ ? po pierwotnym spodziewałam się czegoś co przynajmniej ma toaletę w środku budynku, a nie na dworze. 
- Hotel, a co ? Chciałaś się oderwać od codzienności to masz - zaśmiał się złośliwie - ale się nie martw, to tylko na kilka nocy, jak znajdę coś lepszego dla rozpieszczonej hybrydy to zmienimy lokum - po chwili dodał już mniej rozbawiony.

Kol:



Weszliśmy do najbliższego hotelu, może i nie należał on do żadnych ekskluzywnych, ale  chociaż było gdzie przenocować. O godzinie 23 trudno znaleźć jakiekolwiek lepsze lokum.
- Są jakieś wolne pokoje ? - zapytałem karłowatego recepcjonistę.
- Został nam tylko jeden pokój dwuosobowy - odpowiedział lakonicznie.
- A razem wszystkich pokoi macie, ile ? 2 ? - wyszemrała pod nosem Hanail
- Yyy... nie, mamy 3 pokoje jednoosobowe i 1 pokój dla nowożeńców czyli dwuosobowy - Odpowiedział grzecznie pracownik hotelu.
- To poproszę ten ostatni pokój - rzuciłem uprzejmie, zaraz po tym jak zmierzyłem wzrokiem z pogardą Hanail.
Dostaliśmy pokój na drugim pietrze.
- Kol co za uprzejmość, zupełnie nie w twoim stylu - nabijała się Hanail idąc po niekończących się schodach.
Gdy weszliśmy do pokoju Hanail zaczęła na wszystko narzekać. 
- O boże, ile tu jest kurzu, kiedy tu było ostatnio sprzątane ? przed wojną ? - odezwała się z obrzydzeniem- Ciesz się ze nie musisz spać na ulicy - rzekłem- Na ulicy zapewne są lepsze warunki niż tu - krzyknęła z oburzeniem.- To sobie idź na ulicę, ciekawe czy się tam wyśpisz - warknąłem poirytowany.- A wiedz ze pójdę - rzuciła po czym trzasnęła za sobą drzwiami.
- Takiej to nie dogodzisz, zorganizuj jej wyjazd i jeszcze będzie narzekać - wymamrotałem pod nosem, po czym poszedłem się myć, o dziwo byłą bieżąca woda.

Caroline :


Była 23, a Han nadal nie wróciła, ani nie zadzwoniła, wiedziałam że coś jest nie tak. Strasznie się o nią martwiłam.
- To moja wina, ja ją zdenerwowałam przez co teraz tu jej nie ma - zaczął obwiniać się Stefan.
- Nie wiedziałeś że Hanail tak zareaguje - próbowała go uspokoić Elena.
- No właśnie, braciszku co ty zrobiłaś naszej biednej Han że wyparowała na cały dzień z domu ? - zapytał rozbawiony Damon.
- Nie ważne - warknęła Elena nie dając Stefanowi dojść do głosu. 
- Eleno, ja tu rozmawiam z bratem, nie ładnie się wcinać komuś w rozmowę. - udawał Damon pogardę, chociaż to co zrobiła Elena wcale go nie ruszyło. - No więc zastanówmy się co mogło naprawdę wkurzyć Han ? - myślał na głos. 
- Damon - krzyknęła Elena - daj spokój.- Eleno, mówiłem ci że nie ładnie jest przeszkadzać, jestem teraz zajęty doszukiwaniem się co musiał zrobić Stefan by Hanail wyszła z własnego domu. - rzekł Damon stojąc przez chwilę nad Stefanem ślepo się w niego wpatrując, po czym krzyknął pełen szczęścia - Już wiem ! Jedyną rzeczą która naprawdę potrafi
wkurzyć Han jest obrażanie Klausa, szacun braciszku, wyprowadziłeś z równowagi najbardziej opanowaną  osobę którą znam. - Spadaj - huknął młodszy Salvatore na brata.- Chłopaki, uspokójcie się, to nie jest teraz najważniejsze. Powinniśmy szukać Han, a nie się kłócić o takie bzdury ! - krzyknęłam
- O tej godzinie nie ma co szukać jej, lepiej się teraz wyśpijmy i jutro zaczniemy - tłumaczyła Elena - z resztą ona na pewno ma gdzie dzisiaj przenocować, zapewne jest u Pierwotnych.
- Ale ! - zaczęłam
- Care naprawdę nawet jakbyś chciała nie znajdziesz jej o tej godzinie - przerwała mi Elena.
- No dobra dzisiaj dam spokój pod warunkiem, że jutro z samego rana zaczniemy jej szukać - zaproponowałam, chociaż to nie byłą propozycja gdyż nie przyjmowałam odmowy.
- Ok, a teraz idźmy już spać, a jutro zaczniemy szukać od domu Mikaelsonów, założę się że tam jest. - rzuciła Elena.


xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Na początek chciałam bardzo podziękować wam za cierpliwość i przeprosić że to tak długo trwało, ale cóż wrzesień czyli zaczęła się szkołą co za tym idzie ? Sprawdzany, Kartkówki i nauka O.O
A że ja piszę głupia na bieżąco to nie nadążam z tym wszystkim :(
Mam nadzieję że się podoba, co dalej się okaże, razem się dowiemy gdyż sama nie wiem co teraz wymyślę :P 
Jesień już jest od wczoraj, u mnie zimno więc życzę wam ciepełka, zdrówka (ja sobie jestem chora :( ale zawsze trzeba myśleć pozytywnie, jakby nie to to nie wiem kiedy bym skończyła ten rozdział), weny dla piszących, pomysłów, no i bla bla bla bla.....
Z tego co widzę to rozdział wyszedł krótki :(Przed chwilą chciałam wstawić rozdział bez gifów O.o 

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział VII


Elena:


Był środek nocy, dziewczyny jeszcze spały, a ktoś dobijał się do drzwi.
Zeszłam na dół, a kiedy otworzyłam drzwi wejściowe zatkało mnie. Przede mną stał Damon i Stefan - co oni robili w Nowym Orleanie??  
- Będziesz tu tak czekać aż się zestarzejemy czy nas wpuścisz ? - Damon rzucił ironicznie z pełnym uśmiechem na twarzy.
Kiedy już ogarnęłam że to wszystko dzieje się na prawdę odpowiedziałam ;
- Jasne wejdźcie.
Kiedy Damon próbował wejść odbił się od niewidzialnej ściany - byłam zdezorientowana całą tą sytuacją, dlaczego Damon i Stefan nie mogą wejść ?
Apartament należał do Hanail, a ona jest częściowo wampirem więc nie powinno być problemu z wejściem, ja i Care przeszłyśmy bez problemów i nie potrzebowałyśmy zaproszenia.
- Zrobiłaś to specjalnie ?! - Damon wybuchnął gniewem - jeżeli nie jesteśmy tu mile widziani to mogłaś powiedzieć, nie fatygowalibyśmy się tu przyjeżdżać.
- Proszę zaczekajcie pójdę po Han, ona na pewno coś wymyśli.

Poszłam do sypialni Hanail i :ją obudziłam, po czym orzekłam : 
- Han, przyjechali Damon i Stefan, próbowałam ich zaprosić ale nadal nie mogą wejść.  
- To mają problem - lekko się uśmiechnęła - ja teraz śpię i nie zamierzam robić nic innego .

Hanail:


Kiedy Elena mnie obudziłam byłam totalnie niewyspana, nie miałam ochoty zostawić swojego cieplusiego i mięciutkiego łóżeczka, dlaczego Stefan  i Damon nie mogą poczekać chociaż do 9. ?
Niestety oni przyjechali teraz i właśnie teraz muszę ich wpuścić, nie mogłam tak od razu popsuć sobie opinii u Stefana.
Zeszłam na dół i od razu rzucił mi się w oczy zdenerwowany Damon.
- Skarbie co ci się stało, czyżbyś nie mógł wejść ?? - nabijałam się z Damona.
- Ty mnie już nie denerwuj, wystarczy że Elena to zrobiła ! - krzyknął.
- To nie jej wina, nie wiedziała o moim zabezpieczeniu przed osobami takimi jak ty. - nikt nie wiedział o czym mówię - Dobra Stefan, Damon właźcie - rzuciłam, od niechcenia.
- Ja już się nie dam nabrać, Stefan idź pierwszy. - Damon przepuścił brata z wielkim uśmiechem, mając nadzieję że to on teraz się odbiję od niewidzialnej ściany.
Osłupiał kiedy Stefan z najmniejszą łatwości przeszedł przez próg apartamentu.
- Teraz twoja kolej Damon - powiedziałam gestykulując.
Gdy Damon próbował wejść do mieszkania ponownie odbił się od niewidzialnej zapory, a ja wybuchłam śmiechem.
- WTF ? - warknął starszy Salvatore.
- Wybacz kochany ale musiałam na własne oczy zobaczyć to - tłumaczyłam nadal się śmiejąc. - subsisto tutela statur terrae aggere - powtórzyłam kilka razy - teraz możesz wejść Damon.
- Wiesz nie za bardzo ci ufam - rzucił ciut zirytowany
- No weź przestań, wchodź bo sama tu cię wciągnę. Masz tu wejść i ładnie przywitać się ze swoją dziewczyną - rozkazałam
- Hanail, nie jesteś moją dziewczyną  - rzucił Damon po czym ostrożnie przekroczył próg domu.
- Ja ? Mówiłam o Elenie, ale ok. - wybuchłam śmiechem. - Jak już będziemy na osobności to ci powiem z kim, kiedy i gdzie cię zdradzała - dodałam z uśmiechem
- Hanail ! - krzyknęła Elena
- No dobra, żartowałam, Elena byłą bardzo grzeczna - sprostowałam niechętnie.
- Elena zaprowadź naszych gości do salonu - poprosiłam, a ja w tym czasie poszłam do kuchni przygotować 4 drinki.
Kiedy weszłam do salonu, siedział tam samotnie tylko Stefan.
- Elena i Damon wyszli - oznajmił
- Phi, a ja tak bardzo chciałam po wkurzać Damon'a
Przez pewien czas panowała między mną a Stefanem cisza.
- Jak poznałeś Care ? - zapytałam by przerwać niewygodną ciszę.
- Poznaliśmy się w szkole, i później kiedy byłem z Eleną, a Care stałą się wampirem to jej trochę pomogłem przy samokontroli pragnienia, i się jakoś zaprzyjaźniliśmy. - odpowiedział młodszy Salvatore - A mogę zadać ci pytanie ? 
- Właśnie to zrobiłeś - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. 
- A mogę zadać ci kolejne pytanie ? 
- Znowu je zadałeś, ale dawaj kolejne bo będziemy tak przez cały dzień - oznajmiłam popijając bursztynowy trunek.
- Jak poznałaś mojego brata ? - zapytał, z lekkim uśmiechem 
- To było na urodzinach mojej przyjaciółki Kate :



Anglia, Cambridge, 2007

- Połowy tych ludzi nie znam – Kate podeszła do Hanail, pretensjonalnie pokazując jej listę gości. – Kim jest David Fujibayashi – z ledwością przeczytała to nazwisko i spojrzała na przyjaciółkę wymownym wzrokiem.
- Cóż – blondynka odkaszlnęła i po chwili uśmiechnęła się szeroko – ja też ich nie znam – dodała. – Dlatego zrobiłam casting – odparła jakby to było najoczywistsze na świecie. – Och! Nie rób takiej miny!– powiedziała, kiedy zauważyła wzrok Kate i złapała ją pod ramię. – Im więcej tym lepiej.
 - Nienawidzę Cię – mruknęła i westchnęła w końcu. 
– Chodź, musisz przywitać gości rzuciła Hanail
Kate stanęła przy drzwiach i wzięła głęboki wdech, otwierając je. Obym tego nie żałowała, pomyślała i przed sobą ujrzała około 300 ludzi. Nie wiedziała, że naprawdę Ci wszyscy ludzie przyjdą, przecież nie była nikim ważnym. Jednak Han nie kłamała ze swoimi zdolnościami organizacyjnymi.​ Na twarzy Hanail wykwitł duży uśmiech.
 Wydawało się, że kolejka do imprezy nie ma końca. Ludzie wchodzili i wchodzili, niektórzy dawali prezenty, ale większość uznała że to najnormalniejszy​ melanż. Głupki. 
Carter odeszła od przyjaciółki i znalazła się przy stoliku z napojami wysokoprocentowy​mi, od razu łapiąc za kieliszek z szampanem. Przechyliła naczynie, wlewając sobie wszystko do gardła.
- Niezły spust – usłyszała lekko sarkastyczny głos obok siebie. 
- Robisz zawody? – spytała i podniosła brwi, a dopiero potem przeniosła spojrzenie na bruneta obok.
 - Może. Jeśli się zgłosisz – odpowiedział, po czym uśmiechnął się uwodzicielsko.
 Hanail przyjrzała się niebieskookiemu i zmrużyła oczy, doszukując się czegoś podejrzanego. Nie, on sam w sobie był podejrzany.
 - Może – odpowiedziała powoli – kim tak właściwie jesteś? – spytała. Nie przypominała sobie, żeby go zapraszała. Chyba, że to jeden z tych, którzy byli na castingu. Aż dziwne, jak ludzie pragną być na czyjeś imprezie. Za darmo. Wszystko co jest za darmo przyciąga ludzi jak ćma do światła. 
- Damon Salvatore – rzucił z uśmiechem, myśląc że to działa na wszystkie dziewczyny. 
Okej, nie mogła zaprzeczyć, że brunet był przystojny, no ale nie da się nabrać na głupie zagrywki wampira. Nie jest łatwa. 
- Miło Cię poznać, Damon – skrzyżowała ręce na piersi.
 - Mi Ciebie także – powiedział i spojrzał prosto w jej oczy. – A teraz pójdziesz ze mną gdzieś w ustronne miejsce – rzucił z przekonującym uśmiechem. 
Hanail wpatrywała się w Damona przez sekundę, zdając sobie sprawę, że ten właśnie próbował ją zahipnotyzować. Co za głupek. Mogłaby to być inna dziewczyna, a wtedy skończyłoby się o wiele gorzej. Nie pozwoli, żeby ktokolwiek zniszczył urodziny Kate.
 - Pójdę z Tobą – powtórzyła beznamiętnym głosem, nie odrywając od niego wzroku. 
- Świetnie – uniósł jeszcze wyżej kąciki ust i ruszył. Blondynka wywróciła oczami, kiedy ten nie patrzył i poszła za nim. Znaleźli się w jakieś komórce, gdzie było ciemno jak w… no. 
- Zwykle wybieram lepsze miejsce, ale – powiedział i zapalił światło. – Nie krzycz – mruknął, chcąc znowu ją zahipnotyzować.
 - A może lepiej, żebyś Ty nie krzyczał – warknęła i użyła magii, żeby sprawić Damonowi ból.
 - Jesteś wiedźma – wysyczał, schylając się i łapiąc za głowę.
- Tak jakby – wzruszyła ramionami – teraz wyjdź stąd nim zrobię Ci poważną krzywdę – rzuciła poważnym tonem, po czym wyszła z małego pomieszczenia i wróciła do gości, uśmiechając się do nich.

Dobra mina do złej gry.


Teraźniejszość

- Mogłaś o tym powiedzieć w krótszy sposób - zaśmiał się 
- No wiesz ale ja lubię opowiadać historyjki z mego życia, może kiedyś napiszę książkę, pisarką jeszcze nie byłam - odwzajemniłam uśmiech.
- Dobra Stefan, nie myślmy już o tym, lepiej mi mów dlaczego przyjechałeś tu z Damonem, nie masz nic lepszego do robienia w wakacje ? np. uszczęśliwianie swojej dziewczyny czy coś ? - próbowałam zmienić temat.
- Nie mam dziewczyny więc nie mam kogo uszczęśliwiać - zaśmiał się.
- A co myślisz o Care i Klausie ? - zapytałam, chcąc usłyszeć opinię najlepszego przyjaciela Care.
- Klaus i Care ? - zaśmiał się nerwowo - to nie możliwe, Caroline nigdy by się nie związała z kimś takim jak Klaus.
- Kimś takim jak Klaus ? To znaczy jakim ? - przerwałam mu pytaniem, później żałowałam że o to spytałam.
- Klaus jest potworem, zabija dla przyjemności, nie liczy się z nikim - to co Stefan mówił bardzo mnie zabolało, zwłaszcza że on nie zna Nika tak jak ja.
- Nie uważasz że to za mocne słowa nawet na Klausa ? - zapytałam retorycznie, ale Stefan uznał to za najzwyklejsze pytanie.
- Nawet jak taki był, przy Care się zmienił, nie uważasz że każdy zasługuje na drugą szansę ? Myślałam że chociaż ty mógłbyś to zrozumieć, zrozumieć Klausa dać mu drugą szansę. 
- Klaus nie zasługuje na żadną drugą szansę, czemu miałbym zrozumieć Klausa ?
- Bo może sam taki byłeś, a jednak ktoś dał ci drugą szansę i robisz za anioła, nie pamiętasz, czy może nie chcesz pamiętać czasów rozpruwacza ? - teraz to już krzyczałam.
- Od potwora - krzyczałam tak głośno że chyba obudziłam Caroline.
- Co się tu dzieję - zapytała zaspana Caroline
- Nic, zupełnie nic, wychodzę, wrócę niedługo - rzuciłam po czym założyłam długi czerwony płaszcz na piżamę.
Udałam się do domu Mikaelsonów ale nikogo nie zastałam więc kiedy ochłonęłam po ostrej wymienię zdań ze Stefanem, wymyśliłam by pójść do Marcela przekonać go by powierzył mi opiekę nad Daviną na 2 tygodnie, chciałam ją zabrać ze sobą na wakacje.
Marcela trudno przekonać by przekazał komukolwiek opiekę nad Daviną, jest jego oczkiem w głowie, to takie uroczę a jednocześnie męczące. Musiałam przekonywać go przez ponad 2 godziny by pościł ze mną Davinę na wakacje.
W ułamku sekundy teleportowaliśmy się na drugi koniec miasta, gdzie Marcel trzyma Davinę, w drodze do jej "pokoju"  natknęliśmy się na martwych ludzi Marcela - wiedziałam że to nie wróży nic dobrego.
Gdy weszłam do pokoju Daviny przeżyłam szok, Davina tak jak ludzie Marcela była przebita kołkiem, Marcel także był roztrzęsiony tym widokiem pierw wpadł w furię złości, rozniósł prawie całe podziemie, a później wpadł w rozpacz.
Przy ciele Daviny znalazłam karteczkę :



Nie wszyscy są nieśmiertelni tak jak ty.



Wieszałam kto jest za to wszystko odpowiedzialny.
Od razu poszłam do baru zatopić swoje smutki w procentach, zamówiłam jedną ze swoich ulubionych whiskey, w kilkanaście minut opróżniłam całą butelkę.
Jak mi sie skończyło zamówiłam kolejną butelkę Single Malt
- Niezły spust - zaśmiał się znajomy mi pierwotny.
- Ktoś mi już to mówi kiedyś - rzuciłam.
- Żyję już tyle wieków a jeszcze nie widziałam by którakolwiek dziewczyna piła samą Whiskey jak witaminki. - Brunet próbował podtrzymać rozmowę - co spowodowało takie pragnienie u ciebie ? 
- Szkoda gadać - odpowiedziałam krótko
- Niezły spust - zaśmiał się znajomy mi pierwotny.
- Ktoś mi już to mówi kiedyś - rzuciłam.
- Żyję już tyle wieków a jeszcze nie widziałam by którakolwiek dziewczyna piła samą Whiskey jak witaminki. - Brunet próbował podtrzymać rozmowę - co spowodowało takie pragnienie u ciebie ? 
- Szkoda gadać - odpowiedziałam krótko
- Gadaj, ja posłucham, Rebeki cały dzień nie ma ktoś musi wyrobić normę gadania za nią. - mówił z wielkim uśmiechem charakterystycznym dla siebie.  
- A może ja wcale nie chcę ? Najlepiej to by było gdybym już nie żyła, nikt by nie musiał za mnie ginąć - wyszeptałam pod nosem bardziej do siebie niż do Kola.
- Kto przez ciebie nie żyje ? - niestety Kol wszystko słyszał i zaczął drążyć temat - Co z ciebie za kobieta, nie chcesz nic opowiadać?
- No widzisz, nawet w tym jestem kiepska - odpowiedziałam.
- To najwyraźniej zostaje mi tylko potowarzyszyć ci w piciu, mogę ?- zapytał
- Jak chcesz, ale musisz mi oddać połowę co za to zapłaciłam.
- Za taką kasę mógłbym wykupić pół baru - zaśmiał się brunet.
- No dobra - wzięłam dodatkową szklankę i podałam Kolowi.
 Po kilku szklankach z Kolem urwał mi się film.

Kol:


Hanail po wypiciu 1,5 butelki whiskey odleciała, zabrałem ją do domu.
W takich momentach chociaż mam wyłączone człowieczeństwo żal mi jej - nie wiem co się ze mną dzieje.
Hanail obudziła się koło południa.
- Co ja tu robię ? - zapytała zdezorientowana
- Chwilowo to ślinisz fotel Klausa - rzucił rozbawiony. - teraz jesteś gotowa by mi powiedzieć dlaczego się upiłaś w nieprzytomność?
- Oj, nie ważne. Nie potrzebuje nikogo współczucia, a zwłaszcza twojego. - powiedziała ciut skrzywiona.
-Powinnam zadzwonić do Care, ale w sumie po dzisiejszej rozmowie ze Stefanem mi się nie chce. Najchętniej to bym się odcięła od tego wszystkiego i wyjechała daleko gdzie nikt mnie nie znajdzie - wymamrotała pod nosem bardziej do siebie niż do mnie.
- Jak nie chcesz ze mną rozmawiać to nie, jak chcesz czekać na Klausa to sobie czekaj, tylko muszę cię uprzedzić że szybko nie wróci bo wyszedł gdzieś z Rebeką - rzuciłem, i udałem się do pokoju w wampirzym tempie, gdyż wpadłem na świetny pomysł.



xxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Dziękuje wam za cierpliwość i za miłe słowa które zawsze czytam pod każdym rozdziałem.
Miałam zamiar wstawić rozdział wcześniej jakieś 2 tygodnie temu, ale niestety nie miałam jeszcze wtedy retrospekcji napisanej.
Bardzo dziękuje mojej kochanej ArtisticSmile za wsparcie i wg. , wam też dziękuje że znajdujecie czas czytanie moich rozdziałów.
Dziękuje za te ponad 2400 wejść (sama nie dałabym rady tego nabić takiej ilości wejść :P)
Życzę wam udanych wakacji, ciepełka gdzieniegdzie deszczyku, weny, pomysłów .... No i czego tam sobie życzycie :)