wtorek, 24 marca 2015

Rozdział XI



Czemu jeszcze nic tutaj nie ma?! :O
BBOO nieee maaa, nikt nic nie napisał :(((((
HALOHAL
Na pewno !!!
Powinniśmy tu napisać coś bardziej sensownego, coś związanego z opowiadaniem xD
Też tak sądzę. Poczekaj, zaraz coś wymyślę. XD
Jakoś to myślenie ci nie idzie.....nic nie napisałaś :/


 Kol :


Kiedy poczułem tkwiącą igłę w mojej tętnicy, odruchowo krzyknąłem i, w akcie obrony, próbowałem skręcić chłopakowi kark. Z niewiadomych mi przyczyn nie udawało mi się tego zrobić. Zacząłem odczuwać, że drętwieją mi ręce i mam zawroty głowy.
Po nieudanej próbie skręcenia karku blondasiowi, odepchnąłem go najmocniej, jak mogłem, po czym nieoczekiwanie z nosa zaczęła mi lecieć krew, a niedługo później zemdlałem. Co do cholery było w tej strzykawce?!

Hanail :


Za plecami usłyszałam krzyk. Kiedy się obróciłam, nie wierzyłam w to, co widzę. Stał tam Jake i Kol, a dokładniej to leżeli na ziemi. Podbiegłam do nich w wampirzym tempie, wiedziałam, że coś jest nie tak. Gdy się do nich zbliżałam, poczułam charakterystyczny zapach nostrzyka żółtego, krwi i jeszcze jednej substancji, której nie mogę na tę chwilę scharakteryzować.
Gdy stanęłam nad Jake'iem, byłam zszokowana widokiem - Jake leżał na chodniku z roztrzaskaną czaszką, stąd ten zapach krwi. Niedaleko od niego leżał nieprzytomny Kol i w większej części pusta strzykawka. Gdy tak nad nimi stałam, zastanawiałam się, co mam zrobić, przecież nie mogłam ich tak tu zostawić,wiedziałam, że zdążę pomóc tylko jednemu. Przerażała mnie myśl, że w moich rękach spoczywa dalsze życie tak wielu osób. Jeśli pomogłabym Jake'owi to setki wampirów mogłoby stracić życie, ale gdy pomogę Kolowi to mojego przyjaciela będzie czekać to samo. W tym momencie stałam między młotem a kowadłem.
Bez dalszego namysłu wzięłam Jake'a w ramiona i teleportowałam nas do szpitala w Houston. Szczerze wątpię, żeby ktokolwiek z ludzi mógł mu pomóc, jest on w stanie krytycznym, ale młody potrzebuje całodobowej opieki, której nie mogę mu zapewnić, zostaje mi tylko wiara, że wyzdrowieje.
Szybko "podrzuciłam" Jake'a do szpitala i zostawiłam w "profesjonalnych" rękach, a potem szybko wróciłam do Kol'a. To co się z nim działo było czymś dziwnym. Co musiało być w tej strzykawce że powaliło pierwotnego? Zabrałam Kol'a do mojego domu w Sandusky w stanie Ohio. Z ledwością przerzuciłam go sobie przez ramię i natychmiast zaprowadziłam do sypialni, aby się go jak najszybciej pozbyć - jest on cholernie ciężki...
Gdy Kol leżał już na łóżku, podeszłam do barku skąd wzięłam szklankę do drinków i nalałam sobie trochę likieru melonowego, do której wstrzyknęłam pozostałość strzykawki - nie widziało mi się by to pić... ale to jedyny sposób na to bym się dowiedziała jak pomóc Kolowi, z którym jest coraz gorzej. Dostał już krwotoku wewnętrznego co oznacza, że nie zostało mu dużo czasu. Wzięłam to na raz. Pierwsze co poczułam, to słodki smak żywicy dość rzadko spotykanego drzewa w tych czasach, bodajże z białego dębu - już wtedy wiedziałam, że jest źle... Biały dąb nie działa zbyt dobrze na pierwotnych, tylko nigdy się nie spotkałam z używaniem żywicy przeciwko pierwotnym. Skąd w ogóle ktoś wziął żywicę z wymarłego gatunku dębu - sądząc po smaku jest to dość świeża substancja. Później poczułam lekki paraliż mięśni. Jedyną tak silną toksyną, która może powodować takie skutki u mnie jest jad węża. Gdy zaczęło robić mi się jednocześnie ciepło i zimno oraz gdy pojawiły u mnie się halucynacje, wiedziałam, że prócz jadu węża w strzykawce musiał się znajdować także jad wilkołaka. W truciźnie którą przyjął Kol jest także napar z nostrzyka żółtego, który służył kiedyś do rozrzedzania krwi - stąd u Kola krwotok wewnętrzny.
Po szybkim przeanalizowaniu zawartości strzykawki mogłam pomóc Kolowi, mimo iż moje objawy nie przeszły do końca to byłam pewna że za jakieś 15 minut powinnam być całkiem zdrowa - to kolejny plus bycia mną. Usiadłam na łóżku obok Kola i wbiłam mu się w szyję w miejsce gdzie niedawno znajdowała się igła z trucizną. Kol potrzebował coś na wzór transfuzji krwi, żeby móc pozbyć się z organizmu jadu, powodującego u niego paraliż oraz jadu wilkołaka i skutków nostrzyka żółtego. Jedynie martwiło mnie, jak mogłabym pomóc Kolowi z żywicą z białego dębu. Moja krew niweluje jedynie składniki zagrażające życiu, a żywica z białego dębu nie może normalnie być trutką, nie dla mnie...
Jedyne, co przyszło mi na myśl to podłączenie do niego kroplówki. Sama nie wierzę, że robię mu coś tak bardzo ludzkiego jak podłączenie do kroplówki.
Po godzinie sytuacja Kola trochę się poprawiła, jego stan był stabilny, ale wciąż leżał nieprzytomny.

Caroline:


Droga z Klausem strasznie mi się dłużyła. Nie potrafię przyzwyczaić się do jego obecności. Chciałabym mieć już z głowy całe to zamieszanie z Hanail, żeby móc wyjechać w końcu z Nowego Orleanu, z dala od Klausa i reszty pierwotnych.
Początkowo między mną a pierwotnym trwała nerwowa cisza, mimo że w pewnym sensie ona mi odpowiadała, wiedziałam, że Klaus nie pozwoli by trwała w nieskończoność. Prawda była taka, że w zupełnej ciszy też nie potrafiłam siedzieć, więc sięgnęłam do radia i wcisnęłam losowy przycisk, a z głośników zaczęła dobiegać muzyka klasyczna, bodajże z romantyzmu. Rzuciłam w stronę Klausa spojrzenie pełne oburzenia, a on tylko się zaśmiał pod nosem.
- Zamierzasz całą drogę siedzieć w ciszy? - rzucił niedługo później.
- Przecież nie siedzimy w ciszy... słuchamy muzyki - Chociaż muzyka do gustu mi nie przypadła, wolałam słuchać jej niż Klausa.
Nerwowo zaczęłam szukać czegoś co chociaż w 5% mogłoby mi się spodobać na playliście Klausa.
- Nie podoba ci się Beethoven? - prychnął rozbawiony, a ja dalej milczałam.
- Jak ci się nie podoba to, co włączyłaś, to zawsze możesz włączyć zwykłe radio lub całkiem wyłączyć to, co leci i pogadać ze mną o czymś. Niestety, kochana, jesteś skazana na mnie przez co najmniej 18 godzin. W końcu będziesz musiała ze mą porozmawiać - Klaus był w bardzo dobrym humorze, naprawdę nie wiem z jakiego powodu. Jego przyjaciółka zaginęła, a on jest wielce wesoły. Tak nie powinno być. Miałam go już ochrzanić, ale stwierdziłam, że i tak to nic nie da, więc postanowiłam zostać cicho.

Siedzieliśmy w ciszy przez godzinę, jedynie słuchając muzyki. Na samym początku, gdy dowiedziałam się, że będę musiała spędzić w jednym samochodzie ponad 18 godzin z Klausem, byłam pewna, że będzie on bez przerwy próbował nawiązać rozmowę. Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze, ale to co teraz on robi jest jeszcze gorsze, chce wymusić na mnie, żebym to ja pierwsza się odezwała - nie ma mowy.
Chociaż, ta cisza między nami mnie już denerwuje do tego stopnia, że chyba jestem zawiedziona, że Klaus milczy, to nie spodziewałam się po sobie, że kiedykolwiek będzie mi brakować jakiejkolwiek rozmowy z nim. Po pewnym czasie Klaus się przełamał
- Naprawdę zamierzasz siedzieć w ciszy przez kolejne 18 godzin? - Nigdy wcześniej nie cieszyłam się tak bardzo słysząc jego głos.
- Tak - rzuciłam.
- Nie uważasz, że to bezsensowne? W końcu będziesz musiała ze mną rozmawiać. Ty - Caroline Forbes - największa gaduła jaką znam, nie dasz rady przesiedzieć w ciszy 18 godzin nic nie mówiąc.
- Ja nie dam rady? Phi, nie mam o czym z tobą rozmawiać...
- Jak wolisz... - I to wszystko?
Mógłbyś się wysilić trochę Klaus z nawiązywaniem jakiegokolwiek tematu. NIE MOŻESZ TAK SZYBKO REZYGNOWAĆ. Gotowałam się ze złości.
- Ja cię wcale nie rozumiem - bąknęłam
- Co mnie nie rozumiesz?
- Nie rozumiem czemu, mimo iż masz okazję by móc ze mną pogadać, to jej nie wykorzystujesz. Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki spokojny, kiedy Hanail może mieć kłopoty. Nie rozumiem, jak Hanail może się przyjaźnić z kimś tak wybuchowym, egoistycznym i aroganckim, jak ty.
- Nie rozmawiam z tobą, bo powiedziałaś, że tego nie chcesz. Co do Hanail jestem spokojny, bo wiem że jest zaradna i na pewno nic jej nie jest, a do tego ostatniego, to musisz pytać ją, nie mnie. A tak w ogóle nie jestem arogancki ani egoistyczny... może czasem wybuchowy, ale do tych dwóch się nie zgadzam, jakbym był taki jak mnie scharakteryzowałaś nie siedzielibyśmy razem. - chyba go trochę obraziłam.

Kol:


Gdy się przebudziłem, nie mogłem złapać tchu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Nie wiedziałem, gdzie jestem, nic nie pamiętam i na dodatek czuje się otumaniony. 
Pokój, w którym się obudziłem jest średniej wielkości, mimo iż jest w nim ciemno, widać, że ma jasne ściany. Na przeciwko mnie znajdował się otwarty barek z alkoholem, do którego od razu podszedłem. Nie żebym był uzależniony od procentów, ale sucho mi jakoś w ustach. Chwyciłem za pierwszą lepszą butelkę i nalałem do pustej szklanki. Gdy tylko wypiłem jej zawartość, pożałowałem decyzji nie sprawdzenia, czym jest nalewany przeze mnie trunek, zrobiło mi się niedobrze. Gdy miałem już wychodzić z pokoju, dopiero zauważyłem śpiącą na łóżku Hanail. Wyglądała tak bezbronnie, zresztą jak zwykle... kto by pomyślał, że taka drobna postać może posiadać w sobie tyle siły. Zadecydowałem, że jeszcze tu posiedzę, taki widok nie jest czymś, co można ujrzeć często.


Klaus:


Jak Caroline mogła powiedzieć, że jestem arogancki, to nie prawda! I te jej pretensje o to, że nie zaczynam rozmowy. Kobiety... tym to nigdy nie dogodzisz.
Mimo iż to, co powiedziała trochę mnie dotknęło, to nie potrafię się na nią gniewać, ma w sobie coś, co nie pozwala mi na to...
- Głodna jestem, zatrzymaj się gdzieś! - rozkazała oschłym tonem. O co jej znowu chodzi?
- Wyjechaliśmy niecałe dwie godziny temu, nie możesz być głodna.
- Jak mówię, że jestem głodna, TO JESTEM GŁODNA - warknęła.
- Dobra. Zatrzymam się przy najbliższym zajeździe, ale będziesz musiała się pośpieszyć.
Zatrzymałem się na zjeździe w Mobile, stwierdziłem, że jeśli Care pójdzie sama, to szybciej wróci.
- Idź, tylko szybko, ja tu zostanę - oznajmiłem.
Czekałem całe 45 minut na nią, a ona się nie pojawiła. Gdzie ona poszła?
Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do baru, gdy wszedłem do środka, nie wierzyłem w to co widzę, Caroline jakby nigdy nic siedziała sobie przy ladzie sącząc 8 drinka (sądząc po otaczających ją pustych kieliszkach). Podszedłem do niej, żeby ją stamtąd zabrać.
- Caroline, chodź już, czas nas goni - rzekłem, a ona zmierzyła mnie wzrokiem
- Klaus, daj spokój, nie przynudzaj, tylko się do nas dołącz - dopiero teraz zauważyłem że po prawej stronie Care siedzi tuzin facetów, którzy obserwują całą sytuację.
- Care naprawdę musimy już jechać, a po drugie ty masz już dosyć.
- Nie będziesz mi mówił kiedy mam przestać pić, ja wiem chyba lepiej.
- Nie słyszysz, że ona wcale nie chce stąd wychodzić? - rzucił jeden z "towarzyszy" Caroline.
- Nie wtrącaj się ok? - warknąłem.
Niestety w tych czasach ludzie są zbyt nachalni i wścibscy. Ten sam koleś rzucił się na mnie z łapami, co nie skończyło się dla niego dobrze, bo rzuciłem nim o ścianę, po czym zabrałem Caroline od jej wielbicieli. Mimo iż się szarpała, dałem sobie z nią radę, bardziej martwiłem się tym, co zastałem po wyjściu, a raczej, czego nie zastałem.
Gdy przekomarzałem się z Care w barze ktoś podwędził mi mój skarb....
- Moja audisia, moja kochana R8.
- Widzisz mogliśmy zostać w barze, zapomnieć o wszystkich smutkach i takich tam - Care była trochę podpita i bredzi, pierwszy raz ją widzę w tym stanie... - Oh, Klaus kupisz sobie nową...
- Ale ta była wyjątkowa... nie ma takiej drugiej...
- Bredzisz Klaus, to tylko samochód, powinieneś się skupić na najważniejszej sprawie: jak dostaniemy się do Han? - Caroline bez przerwy mnie zadziwia, przed chwilą nie można było złapać z nią jakiegokolwiek kontaktu, a teraz gada jak... ona, brak mi słów
- Wiesz, zawsze możemy wybrać się samolotem, zresztą tak by było szybciej. Nie wiem, czemu wcześniej na to nie wpadłem.
- No widzisz, jak chcesz to potrafisz dobrze myśleć - posłała mi zalotny uśmiech, nie poznaję jej...

Hanail :


Kiedy się obudziłam, Kola już nie było w pobliżu. Zdrzemnęłam się tylko na chwilę, a ten już lata nie wiadomo gdzie, ledwo udało mi się go uratować a ten chce to wszystko zaprzepaścić. Nie pozwolę, żeby moje poświęcenie poszło na marne. Na szczęście to, że ja straciłam mnóstwo krwi "ofiarując" ją Kolowi ma swoje plusy... mimo iż wiem, że nie powinnam tego używać przeciwko niemu, ale w końcu po coś mam ten "dar". Zamknęłam oczy, a 2 minuty później Kol stał już w drzwiach - sama myśl, że mam nad nim przewagę poprawiła mi humor.
- Długo będziesz tak stał? - zapytałam.
- Wszedłbym, ale jest pewien problem... musisz mnie zaprosić - udawał miłego.
- Mój błąd. No więc, Kol, zapraszam cię w moje skromne progi.
- Wiesz, szczerze, to nie chcę tu wchodzić... Nawet nie wiem czemu tu przyszedłem, wcale tego nie chciałem - tłumaczył, był on jakoś za miły... czy to wpływ mojej krwi? Mam nadzieję, że nie zostanie taki na długo. Ta wersja jego wcale nie pasuje do Pierwotnego, nie do Kola.
- Właź! - krzyknęłam - I prosto do łóżka! - nie zeszłam z tonu, Kol mimo woli wszedł do domu.
- Co ty mi zrobiłaś? - Już zmienił swoje dotychczasowe nastawienie.
- Jak pójdziesz ładnie do łóżeczka to ci wszystko wytłumaczę -  próbowałam być uprzejma dla Kola, ale czy on musi wszystko kwestionować? 
- Nigdzie nie idę! - krzyczał.
- Niestety, chyba nie masz na to wpływu - rzuciłam, Kol próbował walczyć "ze sobą", niestety mój wpływ był zbyt silny, aby mógł on go przezwyciężyć. Natychmiast ruszył w stronę pokoju, nie mogłam wytrzymać ze śmiechem, to jego rozdarcie między tym co sam chce, a co sugeruje mu ja. Gdy już byłam w pokoju razem z Kolem, postanowiłam, że dotrzymam danego słowa i wszystko mu wytłumaczę, chociaż muszę zrobić to od niechcenia, to nie mogę zostać niesłowna.
- Co ty mi kurwa zrobiłaś?! - sama nie wiem czemu, ale w tej wersji bardziej go lubię.
- Po pierwsze - wyrażaj się, gdy mówisz do damy, a zwłaszcza starszej. Po drugie - jak dasz mi dojść do słowa, to ci wszystko włożę i jak będziesz grzeczny, to rozważę kwestię odpowiadania na twoje pytania, bo wiem że bez nich nasza "rozmowa" się nie obędzie.
- Dobra, mów już w końcu. - zszedł trochę z tonu
- Dzięki, łaskawco. - prychnęłam, po czym podeszłam do baru i chwyciłam za butelkę mojej ulubionej whiskey oraz dwie szklanki do drinków.
- Co ty robisz? Miałaś...- ten znowu zaczyna, nic nie można zrobić pozaplanowego przy nim... przerwałam mu.
- Dobra, już wszystko mówię, po prostu wątpię, że na trzeźwo ogarniesz to wszystko. No i zapewniam sobie pewną pomoc, by być bardziej otwarta i przypadkiem cię nie zabić, gdy będziesz wszystkiego się czepiał tak, jak teraz. No, więc może zacznę od tego, że gdybyś mnie nie śledził wczoraj, to nie musiałabym tu przed tobą się tłumaczyć, no i nikt nie mąciłby Ci w głowie.
- Ja cię śledziłem? Jakby mnie tam nie była, zapewne już być nie żyła - podważał moje zdanie.
- Po pierwsze - nie dałam ci prawa głosu, a po drugie - wierz mi, jestem dużo silniejsza od ciebie. Ta cała trucizna na mnie nie podziałała.
- Co masz na myśli, że na ciebie nie podziałała?
- Jak nie będziesz przerywał tylko słuchał, to się dowiesz... Chociaż, aby moja historia była kompletna, powinnam znać jej początek: jak to się stało, że znalazłam cię leżącego na ulicy wraz z moim przyjacielem, który teraz ma poważny uraz czaszki?
- Przyjaciel? - parsknął śmiechem - fajnych masz przyjaciół... ja bym nie nazwał tak osoby, która próbuje mnie zabić, ale jak chcesz. No więc... twój "przyjaciel" rzucił się na mnie z tym paskudztwem, przez które straciłem poczucie czasu, przez którą dobierasz się mi do mózgu.
- Mózgu? Kol, czy ty takowy posiadasz? Bo po twojej wypowiedzi nie można tego wnioskować... wątpię, że Jack, który jest człowiekiem sam z siebie mógł się rzucić na ciebie.
- Rzucił się na mnie, gdy ja próbowałem cię ostrzec przed nim - w tym momencie wiedziałam, że coś kręci 
- Wiesz, trudno kogoś ostrzec wbijając swoje kły w czyjąś szyję, w takich momentach twoja buzia jest... jakby to powiedzieć... pełna. Chociaż mogę ci przyznać, że ten krzyk był nawet nawet.  Tylko nadal nurtuje mnie to, dlaczego Jack skończył z rozbitą głową.
- Prosił się o to! - znowu był wściekły.
- Dobra tylko pytałam... no więc teraz mogę ci opowiedzieć historię z mojego punktu widzenia, czyli od momentu, gdy znalazłam was obydwóch w krytycznych sytuacjach i musiałam zadecydować przez twoją wścibskość i głupotę wybierać, kogo mam uratować.
- I wybrałaś mnie? - poprawił mu się humor, strasznie on zmienny.
- Pfff, chciałbyś... wybrałam Jack'a, którego zabrałam do szpitala, ale gdy wróciłam do ciebie, to zrobiło mi się żal takiego debila jakim jesteś, więc postanowiłam ci pomóc. Zabrałam cię tu i, w ramach przeanalizowania składu trucizny, wypiłam jej część, co nie zadziałało na mnie tak źle, jak na ciebie, co potwierdza, że jestem od ciebie lepsza pod wieloma względami i poradziłabym sobie sama. Nie jesteś moją niańką! - podniosłam głos zdenerwowana. - Nie przeciągając dalej - uspokoiłam się trochę - podałam ci trochę mojej krwi. Znaczy "trochę" to złe słowo by to określić... Podałam ci DUŻO mojej krwi oraz kilka innych rzeczy... ale w końcu mam ci powiedzieć, w jaki sposób mogę wpływać na twoje decyzje, więc dalsza część jest nieważna. Jak już wiesz, jestem dość niezwykłą istotą i przez to, kim jestem, a raczej czym jestem, poprzez moją krew mogę kontrolować różne osoby, zaczynając od ludzi, a kończąc na pierwotnych.
- Co? - Sama nie wierzę w to co w tej chwili robię, dlaczego mu w ogóle o tym mówię, przecież może on to użyć przeciwko mnie
- Mówiłam, że na trzeźwo tego nie ogarniesz. Jak tu by ci w prosty sposób wytłumaczyć... Osobę, która w swoim organizmie ma moją krew, mogę kontrolować, jest jak marionetka w moich rękach, zrobi wszystko co jej każę. - widziałam, że Kol był przerażony tym, co mówię, ale czasu nie mogę cofnąć... chociaż mogłabym mu wymazać pamięć, ale to nie w porządku co do niego. 

- Czym ty jesteś? - był ciut zdystansowany.
- Tak jak mówiłam - jestem hybrydą wampira i czarownicy, jedynie co do mojego wieku mogą być małe niedomówienia...
- To znaczy?
- No wiesz... nie powinno się rozmawiać o wieku kobiety, ale mogłam się ostatnio pomylić o kilka cyfr...
- Mów dokładniej - naciskał.
- Mogłam się pomylić o jakieś... hm - udałam, że się zastanawiam i po chwili powiedziałam: - 2612 lat.


                                       

XXXXXXXXXXXXXXXXXX

Powracam !! xD
Wybaczcie za tą dłuugggąą przerwę, lecz jak pisać bez weny ?

Mam nadzieję że rozdział wam się spodobał, i dalej będziecie śledzić losy Hanail
Dziękuje wszystkim za cierpliwość :)
Postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział....ale nie wiem jak mi to wyjdzie zważywszy na to że za niecały miesiąc czekają mnie egzaminy, i wybór szkoły, ale postaram się pisać....
Podczas pisania wpadłam na pomysł byście to WY powiedzieli co chcecie zobaczyć w kolejnych rozdziałach, między Care, Klausem, Han, Kolem, Damonem, Eleną, bądź innymi postaciami z mojego bloga, obiecuje otwartość :D
Jeszcze raz dziękuję za cierpliwość :*
 Z góry dziękuje za każdy komentarz który jest waszą opinią, i w których możecie mówić mi co chcieli byście tu zobaczyć :3

5 komentarzy:

  1. Świetny :*
    Czekam na nn <3
    Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny, nie moge doczekac sie juz nastepnego :* i oczywiście weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Emiś chciała zacząć od pochwał, ale nie potrafi być jednocześnie szczera i miła :> przepraszam
    Okay... powiedzmy, że rozdział specyficzny. Mimo, iż tak wiele się działo był nudny. Upita Caroline? Okay. Samochód z Grey'a? Okay. Jad węża? Okay... Magiczna krew? Okay. (To były te wątki 4,5/10)
    Opiekuńczy Klaus? 10/10
    Pomocna Han? 10/10
    "wymiana" krwi? 10/10
    Miły Kol? 10/10
    Kontrola umysłu? 10/10
    Tak więc po krótkim bilansie stwierdzam, że rozdział choć nudny (nadgoniłaś to stylem myszka) podobał mi się i z zniecierpliwieniem czekam na następny.
    Marudne beztalencie,
    Emiś
    Ps. Mimo, iż ciekawy " - " mnie denerwuje. (spacja - spacja)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do LBA więcej informacji u mnie :D http://brightest-darkness.blogspot.com/2015/04/liebster-blog-awards.html

    OdpowiedzUsuń